To było rutynowe zwycięstwo dla ekipy Pepa Guardioli. Manchester City pokonał Wolverhampton Wanderers 3:0 na ich terenie. Sytuację ułatwiła czerwona kartka dla Nathana Collinsa, ale postawa Obywateli i tak mogła imponować. Dobry sygnał wysłał też Jack Grealish. Co możemy powiedzieć po tym meczu?

Grealish nie powiedział ostatniego słowa

Komentujący mecz Wolverhampton Wanderers – Manchester City dla stacji Viaplay Przemysław Pełka i Michał Zachodny zaczęli relację od wywodu na temat nienajlepszej formy Jacka Grealisha. Anglik rzeczywiście nie do końca spełnia wysokie oczekiwania związane z jego przenosinami na Etihad. Nim jednak skończyli wątek, eks-zawodnik Aston Villi zdołał wpakować piłkę do siatki po niespełna minucie gry.

Tutaj można dopatrywać się wręcz pewnej symboliki, bo skrzydłowy zaliczył naprawdę niezłe zawody. Szybka bramka ewidentnie pomogła mu nabrać pewności. Był dynamiczny, prezentował dryblingu podobne do tych, jakimi błyszczał w poprzednim klubie, podejmował większe ryzyko. Nie zaliczył ani jednej nieudanej próby dryblingu, miał ponad 90% skuteczności podań, wykonując przy okazji dwa kluczowe. To przypominało piłkarza, za którego Obywatele wyłożyli 100 milionów funtów.

Czuć brak Walkera

Może i Kyle Walker miał w tym sezonie kilka nienajlepszych momentów. Może i popełnił kilka błędów, na które zwracano mu uwagę. Należy jednak przyznać, że to zawodnik o wyjątkowej charakterystyce i znalezienie dla niego zastępstwa nie jest łatwe. Nawet przy okazji wygranej 3:0 na Molineux mogliśmy zauważyć, że John Stones nie zapełni luki po nim w stu procentach.

Nie chodzi tu nawet o dość dużą dysproporcję w ofensywie, bo to po lewej stronie widzieliśmy zdecydowanie więcej podłączeń bocznego defensora, ale głównie o szybkie ataki rywali. Gdy Wilki kontrowały, Stonesowi brakowało trochę szybkości i zwrotności w pojedynkach z Danielem Podence. Walker, dzięki swej dynamice, stanowi świetne zabezpieczenie w takich sytuacjach. Mocniejsi rywale z pewnością spróbują to wykorzystać w razie jego absencji przy okazji bezpośrednich starć.

Zarządzanie siłami w City

Pep Guardiola w tym sezonie raczej mało rotuje, jeśli chodzi o podstawową jedenastkę. Wykorzystuje jednak bardzo efektywnie dostępne zmiany, a od teraz w lidze może ich wykonać pięć. Przeciwko Wolves zobaczyliśmy również inny rodzaj man-managementu. Taki, który Katalończyk i jego podopieczni prezentowali nam już w poprzednich latach – czyli zdjęcie nogi z gazu.

Po czerwonej kartce dla Nathana Collinsa widać było, że Obywatele zwolnili i nie parli do przodu. Wygląda na to, że dobrze wiedzieli, iż należy rozsądnie dysponować swoimi siłami. Sezon jest długi, walka będzie toczyć się jeszcze na wielu frontach. A to, że City odpaliło tryb oszczędzania baterii nie zmieniło wiele, bo w dalszym ciągu mieli pełną kontrolę nad spotkaniem i nawet podwyższyli prowadzenie. Pep po prostu wie, kiedy należy zdjąć lekko nogę z gazu.