„Premier League to najlepsza liga na świecie i prawdopodobnie najgorsi sędziowie” – powiedział niegdyś Neil Warnock, gdy jego Cardiff poległo przeciwko Chelsea po fatalnym błędzie sędziego liniowego. Wtedy jeszcze w Anglii nie funkcjonował VAR, a mecze raz po raz wypaczane były przez pomyłki sędziowskie. System wideoweryfikacji wprowadzono w kolejnym sezonie – 2019/2020. Pomogło to ograniczyć pomyłki sędziów, lecz w dalszym ciągu ciężko dopatrzeć się kolejki bez kontrowersji. 

Tydzień temu byliśmy świadkami niezrozumiałego odwołania bramki dla West Hamu przeciwko Chelsea. Nie uznano także prawidłowego samobója Tyricka Mitchella, który wepchnął rywala w swojego bramkarza, a następnie skierował piłkę do własnej siatki. Sędzia w tym przypadku dopatrzył się faulu ze strony zawodnika Newcastle. Obie pomyłki potwierdził PGMOL, organ zarządzający sędziowaniem w angielskiej piłce.

Swojej złości nie kryją kluby, ich menedżerowie oraz piłkarze. Wielu domaga się wprowadzenia pomeczowych wywiadów z sędziami, którzy musieliby tłumaczyć się z pomyłek. Pomimo, że testowano już ten system w Australii, PGMOL nie jest póki co przekonany do pomysłu. Jego przedstawiciele wskazują, że jedynym tematem pomeczowych rozmów z sędziami byłyby ich pomyłki, co wzbudziłoby strach w arbitrach. Na te opinie odpowiedział po spotkaniu przeciwko Chelsea napastnik West Hamu – Michail Antonio.

Kiedy piłkarz czy trener zrobią coś źle, muszą wyjść do ludzi i przyznać się do tego. Skoro sędziowie także popełniają błędy, czemu nie mieliby się z nich tłumaczyć? Dlaczego nie mieliby pokazać się po meczu i wytłumaczyć swoje motywy podjętych decyzji. W takim przypadku wszystko byłoby prostsze.

Jak wiemy jednak, Anglicy są dość opieszali, jeśli chodzi o sędziowskie nowinki. VAR w dalszym ciągu nie występuje na drugim poziomie rozgrywkowym, gdzie toczy się gra o naprawdę wielkie pieniądze. Trudno więc oczekiwać dalszych działań w najbliższym czasie.