Gloria victis? To nie tutaj, do jedenastki tych, którym poszło zapraszamy do okienka numer 1. Tutaj mamy nasz mały kącik wstydu z zawodnikami notującymi fatalne spotkanie. Niektórym poszło w tej kolejce na tyle fatalnie, że aż zdecydowaliśmy się o nich napisać. Oto nasza Antyjedenastka 6. kolejki Premier League. 

BRAMKARZ

ILLAN MESLIER (1)

Może i nie mógł zrobić zbyt wiele (lub praktycznie nic) przy trzech z pięciu trafień Brentford, ale jednak można wrzucić mu jeden duży i jeden mniejszy kamyczek do ogródka. Zacznijmy od tego poważniejszego: nieudanego wyjścia przed pole karne przy golu Ivana Toneya na 3:1, które poskutkowało tym, że Anglik mógł wpakować piłkę do pustej siatki i mocno utrudniło to zadanie Leeds. Przy kolejnej bramce dla Pszczół zachował się za to chyba zbyt pasywnie, nie skracając kąta.

OBROŃCY

DIEGO LLORENTE (1) | ROBIN KOCH (1)

Chyba pierwszy raz w historii robimy opis łączony dla dwóch piłkarzy, ale… tutaj aż się o to prosi. Llorente i Koch byli jak ci wkurzający kuzyni, którzy zawsze muszą coś odwalić we dwójkę. Przy trzecim golu dla Brentford przeszkodzili sobie nawzajem i w efekcie uniemożliwili przejęcie długiego zagrania, które poskutkowało nieudaną interwencją Mesliera przed szesnastką. Przy czwartym Niemiec niefrasobliwym wycofaniem piłki głową sprezentował Bryanowi Mbeumo sytuację sam na sam, a Hiszpan zaspał. Przy piątym ten drugi stracił futbolówkę jako ostatni obrońca. Krótko mówiąc – dramat napisany na dwóch aktorów. Występ godny Flipa i Flapa.

SCOTT MCKENNA (1)

Przed Państwem Scott McKenna w filmie pod tytułem ‘Jak nie podawać piłki?’ Cały mecz w wykonaniu Szkota, jak zresztą całej obrony Nottingham, był bardzo mierny. Jednak kropkę nad i postawił właśnie 25-latek. Wisienki zdołały doprowadzić do remisu, co i tak było już sporym upokorzeniem dla fanów Tricky Trees. McKenna stwierdził natomiast, że kibicom jeszcze za mało nerwów. W 87 minucie spotkania stoper ekipy Steve’a Coopera postanowił tak po prostu podać piłkę wprost pod nogi Solanke. Anglik skorzystał z prezentu i skutecznie dograł futbolówkę do Anthony’ego, który ustanowił wynik spotkania na 3-2. Zresztą sami popatrzcie, jak to wyglądało.




WILFRIED NDIDI (1)

Wilfred Ndidi na środku obrony? Bywały lepsze wybory. Nie można powiedzieć, że Nigeryjczyk zaprezentował się jakoś wybitnie źle, na tle kolegów z linii defensywy, bo wszyscy zaprezentowali się bardzo słabo. 25-latek na wyróżnienie zasłużył sobie jednak dzięki kuriozalnej interwencji przy akcji Leandro Trossarda. Obrońca Lisów wypychał Belga z pola karnego na tyle intensywnie, że obaj panowie walkę toczyli dobre dwa metry za linią boiska. Mimo to skrzydłowy Mew zdołał ponownie wedrzeć się w pole karne Danny’ego Warda, a Ndidi postanowił, że podstawi mu nogę. Sprytnie, prawda? Cała sytuacja zakończyła się oczywiście rzutem karnym, którego pewnie na bramkę zamienił Alexis Mac Allister.

KOSTAS TSIMIKAS (1)

Grek dość nieoczekiwanie zastąpił w wyjściowej jedenastce Andrew Robertsona. Niestety po jego sobotnim występie możemy śmiało podejrzewać, że kolejna taka sytuacja nie będzie miała miejsca zbyt szybko. 26-latek ani nie zapewnił spokoju w obronie, ani nie pomógł drużynie w ataku. Co ciekawe mecz skończył bez żółtej kartki, a chyba każdy zgodzi się, że obrońca The Reds po prostu na nią zasługiwał. Podsumowaniem jego nieudanego występu niech będzie kuriozalny strzał, który Grek oddał w 50 minucie spotkania. Zamiast skierować piłkę do siatki, Tsimikas odpalił rakietę, która poszybowała w poprzek boiska…

POMOCNICY

ADAM ARMSTRONG (1)

Przez niemal całe spotkanie Armstrong wygrał zaledwie dwa pojedynki i zanotował jeden udany drybling. Nie tego powinniśmy oczekiwać od skrzydłowego, który ma napędzać akcję swojej drużyny. Przez dokładnie 83 minuty spędzone na boisku Anglik nie zdołał oddać nawet celnego strzału na bramkę José Sá. Po ostatnim meczu z Chelsea 25-latek rozbudził pewnie nadzieje niejednego kibica Southampton. Niestety nie mamy dobrych wieści. Adam Armstrong cały czas nie potrafi złapać wysokiej formy. Pamiętacie jeszcze, jak dobrze szło mu w Blackburn?

JAMES MADDISON (1)

Maddisona najczęściej komplementujemy za kreowanie, ale w starciu z Brighton zupełnie nie pokazał swojego potencjału. Co więcej, to z jego straty wynikał drugi gol dla Mew. To był generalnie bardzo słaby występ Anglika, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego wysokie standardy. Można przyczepić się również m.in. do braku zaangażowania w defensywie – James Justin często był pozostawiony samemu sobie.

ALBERT SAMBI LOKONGA (1)

Choć Belg momentami operował piłką naprawdę rozsądnie, w kilku kluczowych momentach wyglądał na trochę zestresowanego. Kilka razy trochę źle się ustawił, kilka troszkę zbyt poszalał w pressingu. Z pomyłek najbardziej w oczy mogło się rzucić jednak niecelne podanie, po którym Manchester United wyprowadził kontrę zakończoną golem na 2:1.

MOHAMED SALAH (2)

Lider drużyny, który zdoła pociągnąć zespół w trudnym momencie. Oczywiście nie mamy na myśli Salaha, bo Egipcjanin kolejny raz nie wnosi do spotkania potrzebnej jakości. W sobotnim spotkaniu cała ekipa Liverpoolu nie zaprezentowała się z najlepszej strony, jednak po kim oczekiwać czegoś więcej, jak nie po Salahu? Przez 90 minut 30-latek oddał zaledwie jeden groźny strzał, który wylądował na słupku bramki Jordana Pickforda. Oprócz tego Egipcjanin odnotował w całym meczu zaledwie jeden udany drybling, a spotkanie zakończył z celnością podań na poziomie 67%. Panie Salah, gracze FPL tęsknią…

NAPASTNICY

SASA KALAJDZIĆ (1)

Debiut Austriaka w Premier League nie wypadł najlepiej. I to nie tylko dlatego, że zakończył się urazem i zmianą w przerwie. Może i ustawiał się nieźle, a do tego kilkukrotnie był adresatem długich podań, ale poza tym nie pokazał za wiele. Zaliczył zaledwie osiem kontaktów z piłką, tylko dwa z jego czterech podań trafiły do adresatów. Dodatkowo oddał tylko jeden, jedyny strzał – niecelny. Oby dalej było lepiej. Najpierw jednak musi się wykurować. Zerwanie więzadeł do paskudna kontuzja, trzymamy kciuki za jak najszybszy i bezproblemowy powrót do zdrowia!

ALEXANDER ISAK (1)

Mógł być bohaterem, a został jednym z najsłabszych zawodników spotkania. Na samym początku meczu Szwed miał niepowtarzalną szansę, aby wyprowadzić swoją drużynę na prowadzenie. Udany, wysoki pressing poskutkował odbiorem piłki, który wyprowadził Isaka na pozycję sam na sam z bramkarzem. I o ile efektownie wyglądała każda poprzednia faza tej akcji, tak samo wykończenie to już nieśmieszny żart. Nowy nabytek Srok usiłował podciąć piłkę, ale co to był w ogóle za pomysł… Strzał zatrzymał się na bramkarzu Crystal Palace i jak się później okazało było to jedno z dwóch celnych uderzeń Isaka w tym meczu.