Derby zakończone! Co to było za widowisko! Liverpool bezbramkowo remisuje na wyjeździe z Evertonem. Było to spotkanie godne renomy derbów Liverpoolu, nawet jeśli nie padły w nim bramki. Sporo emocji dostarczyły pojedynki fizyczne oraz gorąca atmosfera na trybunach, a także emocje aż do ostatniego gwizdka sędziego Anthony’ego Taylora. Były one spowodowane nieziemskimi paradami Jordana Pickforda oraz Alissona.  Zobaczmy jakich rzeczy dowiedzieliśmy się po 61 odcinku Derbów Merseyside w erze Premier League.

Liverpool nie może na dobre się rozpędzić

Po bardzo przeciętnym starcie sezonu (2 remisy i porażka) rozniósł 9:0 Bournemouth. Maszyna ruszyła? No tak średnio. Co prawda po deklasacji Wisienek, udało się wygrać na Anfield 2:1 z Newcastle, ale gol dający zwycięstwo został zdobyty w ostatniej minucie, a przede wszystkim sam styl gry pozostawiał wiele do życzenia. No, a teraz tylko remis z lokalnym rywalem. Sympatycy The Reds liczyli, że po tak genialnym występie z beniaminkiem dowodzonym wówczas przez Scotta Parkera, uda się na dobre wejść na wysokie obroty. Niestety wydaje się, że do tego pozostała jeszcze dość daleka droga.

Bardzo słabo wyglądał zwłaszcza Mohamed Salah. O ile kilka ostatnich spotkań to często brak skuteczności Egipcjanina, o tyle dziś nie dochodził do żadnych okazji. Długimi fragmentami wydawało się, że wcale nie ma go na placu gry. Podobnie Harvey Elliott oraz Fabio Carvalho, którzy przecież kilka dni temu byli wychwalani za świetne minuty przeciwko Newcastle. Darwin Nunez zaliczył mecz do zapomnienia. No chyba, że zapamiętaliśmy tę „nożyco-przewrotkę” reprezentanta Urugwaju.

Niewiele lepiej wyglądała linia pomocy z Fabinho na czele. Na pochwały nie zasłużyli też dwa duety boków obrony. Ani Kostas Tsimikas i Trent Alexander-Arnold, ani Andy Robertson oraz James Milner nie zrobili nic wielkiego. Tylko Alisson, Virgil van Dijk oraz Joe Gomez zagrali na plus. To zdecydowanie za mało jeśli marzy się o wywalczeniu mistrzostwa Anglii.

Joe Gomez jest w stanie być podstawowym stoperem Liverpoolu

W ubiegłym sezonie Joe Gomez kompletnie wypadł z rotacji Jurgena Kloppa. Anglik rozegrał tylko 21 meczów we wszystkich rozgrywkach, z czego 10 było występami od deski do deski. U boku niekwestionowanego lidera defensywy, czyli Virgila van Dijka, regularnie występowali tylko Joel Matip oraz Ibahima Konate. Pierwszemu przypadły występy w lidze, a drugi okupował rozgrywki pucharowe. Teraz Francuz oraz Kameruńczyk są kontuzjowani (Matip na ten moment jest powoli wprowadzany do gry, dziś wszedł za Harveya Elliotta na ostatnie 10 minut), ale Gomez zastępuje ich całkiem nieźle.

W pierwszym meczu po kontuzji Matipa u boku van Dijka wystąpił Nathaniel Phillips, ale kompletnie zawiódł. Został zmieniony przez Gomeza w trakcie meczu i już wtedy widać było, że jest to zdecydowanie zmiana na lepsze. Z taką formą, jak podczas dzisiejszej rywalizacji z Evertonem, wychowanek Charlton Athletic może spokojnie rywalizować o wyjściowy skład ekipy dowodzonej przez Jurgena Kloppa. Pamiętamy, że jeszcze kilka lat temu to właśnie Gomez był nominalnym partnerem dla Virgila. Dość powiedzieć, że był nim przez cały mistrzowski sezon Liverpoolu w Premier League. Być może nawet „uleczony” Matip będzie musiał często godzić się z rolą rezerwowego.

Everton wciąż nie znalazł sposobu na wygrywanie

Musimy jednak przyznać, że The Toffees nie wyglądali w tym meczu źle, a momentami – zwłaszcza w ataku – prezentowali przyzwoity poziom gry. Zdołali stworzyć z tego sporą liczbę strzałów. Nie były one jednak w stanie pokonać bardzo dobrze dysponowanego dziś Alissona. Można więc stwierdzić, że podopieczni Franka Lamparda znów nie znaleźli sposobu na wygrywanie. Wciąż czekają na swój pierwszy ligowy triumf w bieżącej kampanii.

Na szczególne brawa zasługuje Jordan Pickford, który momentami bronił jak w transie. Był bezapelacyjnie MVP tych derbów Merseyside. Wyciągał niesamowity piłki, które zmuszały go do niesamowicie ekwilibrystycznych parad. W środku pola dobrze prezentował się kupiony tego lata z LOSC Lille Amadou Onana. Harował i nieustannie walczył o piłkę z rywalami. Debiutujący w nowych barwach Neal Maupay, Antony Gordon, Alex Iwobi (sensacyjnie odżył będąc ustawiony niekonwencjonalnie w środku pola), czy nawet wychowanek Tom Davies byli aktywni z przodu, ale zabrakło skuteczności. Everton udowodnił, że nawet przeciwko teoretycznie dużo mocniejszym rywalom, może stwarzać sobie dużą liczbę okazji. Wygląda na to, że akurat to derbowe starcie było najlepszym meczem podopiecznych Lamparda w aktualnym sezonie, ale mimo tego końcowy faktem jest to, że nie zdobyli kompletu punktów. Do pełni szczęścia brakuje większej skuteczności i precyzji. Póki co jeden punkt też na pewno ich cieszy.