Liverpool w ramach 5. serii zmagań w Premier League podejmował u siebie Newcastle United. Po weekendowym pogromie Bournemouth The Reds w środowy wieczór pragnęli po raz pierwszy w sezonie odnieść dwa zwycięstwa z rzędu. Ta sztuka ekipie Jürgena Kloppa ostatecznie się udała, choć łatwo nie było. Szalę na korzyść gospodarzy przechylił Fabio Carvalho bramką na 2:1 po rzucie rożnym w 97. minucie! Jakie wnioski można wyciągnąć po potyczce na Anfield?

Alexander Isak godnie przywitał się z Premier League

Najdroższy nabytek w historii Srok miał trochę problemów na początku spotkania w czerwonej części Merseyside. Nie za bardzo radził sobie z pojedynkami fizycznymi przeciwko van Dijkowi i Gomezowi. W dodatku w pierwszych minutach uwidoczniły się jeszcze braki zgrania z kolegami z drużyną, związane z faktem, że na St. James’ Park trafił zaledwie kilka dni temu. Choćby przy kontrataku w 10. minucie, gdy zamiast wyłożyć piłkę do Ryana Frasera, zdecydował się na strzał zza szesnastki, posyłając futbolówkę wysoko w trybuny. Widać jednak było, że wraz z upływem czasu, podobnie jak cały jego zespół, nabiera więcej pewności siebie i coraz lepiej radzi sobie z przeciwnikami.

Pod koniec pierwszej części przełożyło się to na otwarcie jego konta strzeleckiego w ekipie Eddiego Howe’a. Wykorzystując bardzo sprytne podanie Longstaffa i drzemkę obrony gospodarzy, pewnym uderzeniem nie pozostawił złudzeń Alissonowi. Zaraz po przerwie położył w polu karnym Gomeza i ponownie pewnie umieścił piłkę w siatce, lecz tym razem minimalnie spalił akcję. Co najważniejsze, pokazał ogromny spokój, bo obie sytuacje wykończył mocnymi, precyzyjnymi trafieniami pod poprzeczkę. 18 kontaktów z piłką, 7/10 celnych podań, 3/5 wygranych pojedynków i 1 gol w 64 minuty. Całkiem obiecujący debiut Szweda.

Możesz wygrać, a i tak znów przejawiać oznaki kryzysu

Liverpool nie zagrał dziś złego spotkania. Newcastle pokazało już w starciu z Manchesterem City, że ma umiejętności i plan taktyczny, aby postawić się najmocniejszym ekipom w lidze. W drugiej połowie The Reds poza wyżej wspomnianą sytuacją. gdy Isakowi odgwizdano spalonego, nie pozwolił ekipie gości na wiele.

Problem w tym, że piłkarze Kloppa znów słabo weszli w mecz. Nie mieli żadnej kontroli nad środkiem pola, gdzie prym wiódł Willock z Joelintonem. Zresztą Brazylijczyk momentami wyglądał po prostu jak monstrum pośród pogubionej drugiej linii gospodarzy. Katastrofalna postawa defensywy przy utracie bramki. Salah, który nie potrafił poradzić sobie z Danem Burnem – zresztą były gracz Brighton zablokował Egipcjanina w doliczonym czasie gry i prawie zapewnił 1 oczko swojej ekipie. Niezamienione na bramkę przyzwoite sytuacje Díaza i Carvalho. Mając taką przewagę (łącznie 23 strzały), trzeba rozstrzygać takie spotkania szybciej, bo to się w końcu zemści. Kiedyś przykładowy Isak wyjdzie w tempo i podwyższy na 2:0.

Jednak mimo wszystko warto podkreślić charakter gospodarzy, bo zwycięstwo w ostatnich sekundach pokazuje ogromną determinację i na pewno podniesie morale. Dobry mecz Firmino, Díaza czy Elliota, zmiana Fabio Carvalho, która ostatecznie przyniosła 3 punkty. Ale przed The Reds jeszcze sporo pracy, aby dojść do optymalnej dyspozycji. Wydaje mi się, że właściciele powinni wesprzeć niemieckiego szkoleniowca na rynku transferowym i sprowadzić ostatniego dnia okienka nowego środkowego pomocnika. Jordan Henderson nie może co tydzień wychodzić w pierwszej jedenastce.

Szkoda, że Ramsey jest kontuzjowany, bo Trent powinien usiąść na ławce

Wszyscy doskonale wiemy, jak istotny dla taktyki The Reds jest Trent Alexander-Arnold. Jak wielki potencjał ofensywny drzemie w tym 23-letnim wychowanku klubu z Anfield. Tyle że w tegorocznym sezonie Anglik jest kwintesencją bardzo przeciętnej postawy, jaką prezentuje od 1. kolejki Liverpool. Najpierw mecz z Fulham, gdzie nie upilnował Mitrovicia. Następnie koszmarne spotkanie w derbach Anglii, w którym United uwidocznili jego mankamenty w defensywie. Elanga i Rashford w pełni korzystali z pozostawionych przestrzeni, co doprowadziło do bramki Sancho.

Dzisiaj też najlepiej nie było. Akcja gości na 0:1 zaczęła się od jego niechlujnego, długiego podania w kierunku Fabinho. Fraser w pierwszej połowie hasał sobie jego stroną, napędzając kolejne ataki Srok. W ofensywie też zawiódł. Niedokładne dośrodkowania – celność na poziomie 1/11, nieudane próby wejść w pole karne, 0 odbiorów, przechwytów czy udanych wślizgów. Kloppowi cierpliwości starczyło do 71. minuty, gdy w miejsce Trenta wpuścił Jamesa Milnera.

Wydaje się, że weekendowe starcie z Evertonem powinno być szansą dla młodego Calvina Ramseya. Niestety, pozyskany z Aberdeen prawy defensor wciąż jeszcze w pełni nie zakończył rehabilitacji. Aczkolwiek nie zdziwię się, jeśli Klopp w sobotę wystawi w derbowej potyczce od początku Milnera. TAA jest w tym momencie straszny. Liverpool tylko traci na jego obecności na boisku i ciężko wierzyć, by w najbliższym czasie mogło się to zmienić.