Drugą kolejkę Premier League rozpoczął niepozorny, aczkolwiek ciekawy mecz. Everton Franka Lamparda mierzył się z Aston Villą prowadzoną przez Stevena Gerrarda. Starcie dwóch angielskich legend zakończyło się triumfem byłego gracza Liverpoolu. Udało nam się wyciągnąć z tej rywalizacji kilka ciekawych spostrzeżeń, którym warto przyjrzeć się nieco bliżej i mieć je w pamięci przed dalszą częścią sezonu.

Jeśli Everton nie kupi napastnika to będzie im bardzo ciężko

Pomimo tego, że Salomon Rondon jest już w pełni gotowy do gry, Frank Lampard nie zdecydował się skorzystać z jego usług od pierwszej minuty. Legenda Chelsea postanowiła wystawić dziś trzech skrzydłowych w swojej linii ofensywnej, a pozycję nr. „9” miał zająć Anthony Gordon. Nie umniejszając młodemu anglikowi, bo jest obiecującym zawodnikiem, ale traci sporo swoich walorów gdy jest wystawiany jako napastnik. Widać było w grze ofensywnej Evertonu chaosu. Brakuje im zawodnika, który będzie wiedział, gdzie dokładnie ustawić się w polu karnym i kiedy dostawić nogę do ostatniego podania. Brak typowej dziewiątki ukazywał się również podczas pojedynków fizycznych. Trio Gray – Gordon – McNeil nie miało szans w starciach brak w bark z defensorami Aston Villi. Ekipa Franka Lamparda aktywnie działa na rynku transferowym, klub zasilili Onana i Coady, a następnym wzmocnieniem ma być kolejny środkowy pomocnik. Może, zamiast tego wypadałoby skupić się na poszukiwaniach kogoś, kto zagwarantowałby jakość w linii ataku. Salomon Rondon pojawił się na boisku dopiero w drugiej połowie, jednak Wenezuelczyk również nie wnosi tyle do gry ile oczekiwałby Frank Lampard. Najlepsze oblicze ofensywy Evertonu ukazało nam się w końcówce spotkania, gdy byli blisko odrobienia dwubramkowej straty i oblegali bramkę Martineza.

Chcesz zagrozić Aston Villi? Szukaj rzutów rożnych

Problemy w ataku Evertonu nie przeszkodziły im stworzyć sobie kilku dobrych okzaji. Najgroźniejsze próby strzelenia gola padały po rzutach rożnych, które okazują się jedną z największych bolączek gospodarzy. W samej pierwszej połowie The Toffees wywalczyli sobie trzy kornery, przy których podniosło się ciśnienie sympatyków drużyny prowadzonej przez Gerrarda. Po jednym z nich padła nawet bramka, jednak okazało się, że Gordon znalazł się na spalonym. Szczególnie popracować nad bronieniem tych fragmentów gry musi zdobywca bramki, Danny Ings. Były zawodnik Southampton dwukrotnie dość niezdarnie interweniował po dośrodkowaniach rywali i stwarzał tym samym problem swoim kolegom z defensywy. Gdyby ekipa z Birmingham miała mniej szczęścia można przypuszczać, że nie zdobyliby w tym meczu trzech punktów. Steven Gerrard z pewnością wie nad czym musi popracować w trakcie najbliższych sesji treningowych.

Plaga kontuzji w meczach Evertonu trwa

Everton ma gigantyczne problemy kadrowe w tym sezonie. W pierwszej kolejce wypadli Yerry Mina oraz Ben Godfrey, a w tym meczu Lampard był zmuszony zmienić kolejnego piłkarza z powodu urazu. Występ Abdoulaya Doucoure zakończył się po 34 minutach, a jego miejsce na boisku zajął Tom Davies. Serce szkoleniowca Evertonu mogło ponownie zabić szybciej koło 60 minuty, gdy po interwencji defensywnej na murawę padł Connor Coady. Debiutantowi jednak udało się rozchodzić uraz i dał radę wrócić na boisko. Wypadnięcie trzech obrońców w trakcie dwóch spotkań byłoby prawdziwą tragedią. Na szczęście kibiców z Goodison Park tak się nie stało, ale sytuacja kadrowa ich ulubionego klubu nadal wygląda bardzo źle. Dobrze, że w klubie jest Amadou Onana, który może praktycznie od razu wskoczyć w miejsce Doucoure. Jedno jest pewne, Everton czeka długi oraz trudny sezon.

Jeśli już jesteśmy przy urazach to warto wspomnieć o drużynie Aston Villi. Kontuzjowany opuszczał boisko Coutinho, a w końcówce meczu problemy zdrowotne mieli Matty Cash oraz Diego Carlos.  O ile wspomnieni wcześniej gracze mocno nie ucierpieli, to uraz Brazylijczyka wydawał się dość poważny, ponieważ długo nie mógł podnieść się z murawy, co z pewnością może martwić Stevena Gerrarda.