Chelsea udanie rozpoczęła swój ligowy sezon i pokonała Everton 1:0. Nie było to jednak łatwe spotkanie dla drużyny The Blues, ale zdecydowanie będą mogli z niego wyciągnąć wiele ważnych wniosków.

Sam mecz nie był zbytnio porywający. Dużo o jego poziomie mówi to, że jedyna bramka padła z rzutu karnego. W spotkaniu jednak było jednak parę ciekawych wydarzeń, z których można wyciągnąć ważne wnioski. Chelsea była przez większość czasu stroną dominującą, ale jednocześnie nie mogła sforsować obrony Evertonu. Warto więc zastanowić się skąd wynika ta nieporadność The Blues.

Chelsea wciąż brakuje dynamiki i kreatywności

Pomimo tego, że Chelsea wygrała z Evertonem to gra podopiecznych Thomasa Tuchela nie była zbytnio przekonująca. The Blues wciąż męczą takie same problemy jak w zeszłym sezonie. Pomimo ściągnięcia do klubu Raheema Sterlinga nadal w rozgrywanych przez Chelsea akcjach brakuje dynamiki.

Wielokrotnie ataki stołecznego klubu przypominały walenie głową w mur. Dobitnie może pokazywać to liczba rzutów rożnych, które wywalczyli tylko w pierwszej połowie – 13. Schemat konstruowania akcji bramkowych niezbyt zmienił się od zeszłej kampanii. Wciąż najwięcej akcji ofensywnych przeprowadzają bokami boiska ze szczególnym wykorzystaniem Bena Chilwella i Reece’a Jamesa. Próżno tu szukać podań przez środek pola, za które odpowiedzialny jest Jorginho. Włoch zagrał bardzo przeciętne spotkanie i widać było w tym meczu brak jego wspaniałych podań, do których przyzwyczaił już fanów Chelsea. Z pewnością w konstruowaniu ataków nie pomagał N’Golo Kante, który na boisku woli pełnić funkcje bardziej defensywne i nie jest zbytnio uzdolnionym ofensywnie piłkarzem, a pomimo tego dość wysoko wystawia go Thomas Tuchel.

Ciężko stwierdzić, co jest przyczyną tak mizernej dynamiczności i sporej niedokładności w grze The Blues. Przecież na papierze w klubie znajduje się wielu kreatywnych piłkarzy, którzy potrafią tworzyć sytuacje bramkowe dla siebie oraz swoich kolegów. Być może jest to kwestia formacji, która zdecydowanie wymusza na graczach tak szeroką grę. Trzeba też mieć na uwadze to, że głośno robi się w mediach o przenosinach Frenkiego de Jonga na Stamford Bridge. Możliwe, że to właśnie Holender jest kluczem do tego, aby nadać grze The Blues trochę więcej świeżości, która zdecydowanie im się przyda.

Kalidou Koulibaly i Thiago Silva są świetni

O ile do gry ofensywnej The Blues można się przyczepić, o tyle trzeba przyznać, że obrońcy stanęli na wysokości zadania. Głównie mam tu na myśli trzyosobowy blok defensywny złożony z Koulibaly’ego, Silvy oraz Azpilicuety. Wahadłowi nie zaliczyli dziś swojego najbardziej udanego występu, jednak trójka ustawiona najbliżej Edouarda Mendy’ego była świetna.

Kapitan The Blues zdążył już przyzwyczaić kibiców na Stamford Bridge do swoich solidnych występów, jednak w meczu z The Toffees przyćmili go jego partnerzy. Thiago Silva i Kalidou Koulibaly byli dziś nie do przejścia i walnie przyczynili się do tego, że Chelsea zachowała czyste konto. Brazylijczyk udowodnił, że jeśli jest zdrowy to pomimo wieku wciąż jest klasowym stoperem.

Całe Show skradł jednak nowy nabytek The Blues. Kalidou Koulibaly zagrał wybitne spotkanie. Był świetny w odbiorze i blokowaniu rywali. Senegalczyk idealnie wpasował się w realia Premier League i sprawiał pozory jakby grał tam od co najmniej kilku sezonów. Kompletnie nie było po nim widać tremy spowodowanej debiutem. Był pewny i odważny w swoich wejściach przez co skutecznie w ciągu całego swojego pobytu na boisku utrudniał życie napastnikom Evertonu. Oprócz swojej świetnej postawy w obronie bardzo chętnie angażował się w grę trochę wyżej. Jest to kolejny atut byłego gracza Napoli, który tym spotkaniem udowodnił, że warto było na niego wydać te kilkadziesiąt milionów funtów. Martwić może jedynie to, że w okolicach 75 minuty musiał zejść z boiska z powodu łapiących go skurczów.

Nie widać końca problemów Evertonu

Porażka nie jest największym zmartwieniem sympatyków Evertonu po dzisiejszym spotkaniu. Wiadome przecież było, że o punkty w meczu z Chelsea będzie im niezwykle trudno. Frank Lampard ma teraz o wiele większe zmartwienie niż zastanawianie się nad tym co nie udało się w meczu przeciwko Chelsea. Legenda i były szkoleniowiec stołecznego klubu stracił w tym spotkaniu dwóch ważnych dla swojego zespołu stoperów.

Nowe kontuzje komplikują i tak słabą już sytuację kadrową klubu z Liverpoolu. Z powodu urazów w pierwszej kolejce wystąpić nie mogło aż 6 piłkarzy. Teraz do grona kontuzjowanych dołączą Yerry Mina oraz Ben Godfrey. Kolumbijczyk nabawił się problemów zdrowotnych bez kontaktu z rywalem i boisko opuścił o własnych siłach. Gorzej sprawa ma się z Anglikiem. Obrońca pozyskany w 2020 roku z Norwich swój występ zakończył po 18 minutach.

Stoper Evertonu został kontuzjowany po swoim wejściu wślizgiem podczas zatrzymywania Kaia Havertza. Nieszczęśliwie podczas upadku Niemca uszkodzona została noga Godfreya. Anglik dłuższy czas przeleżał na murawie w obecności medyków, a następnie został zniesiony z boiska na noszach i przewieziony do szpitala. Najprawdopodobniej doszło tu do złamania kostki, jednak klub nie wydał jeszcze żadnego oficjalnego komunikatu w tej sprawie. Jedno jest jednak pewne, Godfrey wypada z gry na długi czas i komplikuje tym samym i tak już trudny sezon Evertonu.