Trwa okres zwany pre-seasonem lub znany też jako przedsezonowe tournée. Przedstawiciele Premier League przygotowują się do nadchodzącej kampanii i to w przeróżnych zakątkach świata. Te kilka tygodni to połączenie marketingowego biznesu z ciężkimi treningami. Jednak czy jest to równy podział?

Okres przygotowawczy to przede wszystkim szlifowanie schematów taktycznych oraz czas mocniejszych obciążeń fizycznych na treningach. Czasem wręcz katorżniczych, o czym przekonali się niedawno podopieczni Antonio Conte. Jak to już w piłce bywa, wszystkim kierują pieniądze i przedsezonowe tournée nie jest tutaj wyjątkiem. Biznes bardzo mocno wpłynął, na to, jak wyglądają aktualne przygotowania zespołów. W tym roku ekipy Premier League wróciły do modelu jeżdżenia po całym globie i rozgrywania sparingów na różnych kontynentach. Tu trzeba postawić sobie pytanie: Jak to jest podróżować po całym świecie i przygotowywać się do kolejnego sezonu okraszonego masą spotkań? I czy to, aby na pewno słuszny wybór?

To nie ma tak, że dobrze albo, że nie dobrze

Odpowiedź, jak wielu może się spodziewać, nie jest jednoznaczna. Zacznijmy od najważniejszego – dlaczego drużyny wyjeżdżają do innych krajów, żeby się przygotować do sezonu? Przecież wszystkie ekipy Premier League mają przystosowane do tego bazy treningowe, które oprócz sparingpartnerów są w stanie zapewnić wszystko. I jedną z odpowiedzi są właśnie sparingowi rywale. Jeszcze jakiś czas temu był to mocny argument – sprawdzić się na tle zespołów z innych lig, czasami bardzo egzotycznych (dla niektórych ekip to jedyna taka okazja w sezonie), ale spójrzmy, kogo na sparingowym rozkładzie mają (lub już miały) ekipy z Big 6.

  • Liverpool: Manchester United, Crystal Palace, RB Lipsk, RB Salzburg, Strasbourg
  •  Manchester United: Liverpool, Melbourne, Crystal Palace, Aston Villa, Atlético Madryt, Rayo Vallecano
  • Manchester City: Club America, Bayern Monachium
  • Chelsea: Club America, Charlotte FC, Arsenal, Udinese
  • Arsenal: Chelsea, Orlando City, Chelsea, Sevilla
  • Tottenham: Team K League, Sevilla, Rangers, Roma

Chyba nie trzeba nic dodawać. Oczywiście te “wewnątrz ligowe” pojedynki wynikają z dwóch rzeczy. Kluby przygotowują się do rozgrywek w tym samym kraju oraz taki mecz zwiększa atrakcyjność, rywalizację i buduje całą otoczkę. Spotkanie Liverpoolu z Manchesterem United to w końcu prawdziwe meczycho z wielką historią. Z drugiej strony doskonale wiemy, jak przeważnie wyglądają te wielkie rywalizacje podczas pre-seasonu.

Kolejnym czynnikiem jest samo zdrowie zawodników. Wiadomo, że ciągłe podróże, zmiany klimatów i stref czasowych potrafią wymęczyć piłkarza czasami bardziej niż 90-minutowe zasuwanie na murawie. Dla gracza na najwyższym poziomie jest to w teorii norma, ale w okresie, gdzie ważne jest wejście w rytm i odpowiednie przygotowanie, takie podróże to dodatkowy czynnik rozregulowujący organizm piłkarza. Taki Manchester United najpierw rozegra mecz z The Reds w Tajlandii, później poleci na trzy kolejne spotkania do Australii, po czym zagra z Atlético w Norwegii i dopiero wróci do Anglii kilka dni przed startem sezonu.

W niektórych krajach panują warunki pogodowe, które zamieniają treningi w istne piekło. W Seulu, gdzie przygotowują się wcześniej wspomniani gracze Spurs, wilgotność powietrza osiąga wynik ponad 80%. To prawie dwukrotnie więcej niż w Londynie o tej porze roku. 

Uroki podróży

Są też plusy. Gracze w pewien sposób mają przedłużone wakacje. O ile będą w stanie wstać z łóżka po porannej sesji, w wolnej chwili mogą zobaczyć nowe miejsca, doświadczyć nowej kultury itd. Inną sprawą jest, czy będą mieli na to czas, ponieważ grafiki niektórych drużyn są napięte jak struny w kontrabasie. Ale oddajmy na chwilę głos samym piłkarzom. W bardzo optymistycznym tonie o pre-seasonie Czerwonych Diabłów wypowiedział się David De Gea.

Myślę, że podróżowanie z zespołem jest wspaniałe. Cieszę się na myśl, że będziemy grać przed naszymi kibicami spoza Anglii. To niezwykłe doświadczenie. Chcę, żeby cieszyli się tym doświadczeniem. Koronawirus sprawił, że nie było łatwo. Nie mogliśmy podróżować po całym świecie. To dlatego nadchodzące tournée będzie tak przyjemne. Cała drużyna nie może się doczekać.

Taki wyjazd jest też świetną okazją do scalenia drużyny. Tutaj trzeba patrzeć uważniej na nowych zawodników, którzy dopiero wchodzą do szatni. Przedsezonowe zgrupowanie to okazja do przetestowania pozyskanych w okienku transferowym piłkarzy i młodych graczy z akademii. I tak, chociażby w 37-osobowym składzie Liverpoolu do Tajlandii poleciał m.in. polski bramkarz, Fabian Mrozek.

Biznes na cały świat

Drugą twarzą, jaką ma podróż do Azji, Ameryki czy Australii to marketing. Kluby wyjeżdżają w te strony, żeby poszerzyć swoje wpływy. Piłka nożna jest tam kochana, a drużyny odwiedzają swoich kibiców z innych krajów oraz walczą o pozyskanie nowych sympatyków. Nie trzeba szczegółowo przybliżać, jak wielkie kryją się za tym pieniądze. Przecież co sezon jedno z El Clásico jest rozgrywane o wcześniejszej godzinie (dla nas około 16:00) specjalnie dla fanów z Azji.

Wcześniej zostało wspomniane organizowanie wielkich spotkań. Jakby tego było mało, to kluby biorą udział w towarzyskich turniejach. Jest to sztuczne podnoszenie rangi starcia, żeby mecz nie był o przysłowiową pietruszkę. Jako przykład można podać, osławiony jako jedyne trofeum Tottenhamu, Audi Cup. Za wtorkowe zwycięstwo z Liverpoolem, Manchester United też otrzymał puchar… Puchar Stulecia Bangkoku. Erik ten Hag nie krył szczęścia z powodu tego tryumfu.

Aczkolwiek marketing i tak przystopował względem kilku lat wstecz. Wcześniej kluby bardziej naciskały na promocje, a działy marketingu miały znacznie większe pole do popisu. Wystarczy przytoczyć akcję, w której Jordon Ibe i Mamadou Sakho stanęli za barem w Subway’u i… robili kanapki. 

Takie inicjatywy odeszły już w niepamięć. Zamiast tego kluby zabierają teraz swoich byłych graczy, aby zaspokoić wymagania sponsorów i organizować spotkania z lokalnymi fanami. Luis García, José Enrique, Jason McAteer, Sami Hyypiä i Vladimír Šmicer pojechali z pierwszą drużyną The Reds do Azji, aby zajmować się promocją zespołu z Anfield.

Jak widać na materiałach publikowanych przez drużyny, z przyjazdu zawodników cieszą się całe rzesze kibiców. To też potrafi wpłynąć na dyspozycję piłkarza. Ponownie, topowy piłkarz jest przyzwyczajony do błysku fleszy i krzyków fanów, ale co za dużo to niezdrowo. W okresie, w którym wielu graczy zaczyna nowy rozdział i chce skupić się na swoim rozwoju, na trening wpuszczanych jest momentami 15 tysięcy fanów.

Jedni odbiorą podróże po świecie jako plusy, inni jako minusy. Pre-season to połączenie treningów i przygotowania do nadchodzących zmagań wraz z ogólnoświatową kampanią marketingową. Czasami  wydaje się, że uwielbienie fanów w obcym kraju jest ważniejsze od koncentracji na treningu. Jest to machina, której chyba nie da się już zatrzymać.