The party is over! Późnym niedzielnym popołudniem zeszłego tygodnia zakończył się kolejny fantastyczny sezon na Wyspach. Do ostatnich minut 38. kolejki przyszło nam się emocjonować walką o tytuł pomiędzy The CitizensThe Reds. Jednak również intrygująco było również w walce o utrzymanie czy ostatnie miejsce gwarantujące udział w przyszłej edycji Ligi Mistrzów. Dopiero co zakończona kampania to też oczywiście przełomowy czas dla niektórych zawodników, trenerów czy drużyn. Tych angielska ekstraklasa wykreowała w tym roku całkiem sporo. Przed wami najwięksi wygrani tego sezonu Premier League.

Na niektórych zapewne można było postawić niezłe pieniądze u bukmachera przed rozpoczęciem rozgrywek, że wystrzelą ze swoją dyspozycją. Z kolei drudzy postanowili zaatakować z cienia, stając się wyróżniającymi postaciami na tle całej ligi. Jeszcze inni dokonywali ryzykownych, lecz słusznych wyborów, które w dłuższej perspektywie przynosiły obfite owoce.

Kto z nich odniósł największe sukcesy? Oto subiektywny ranking tych, którzy te ostatnie 10 miesięcy zdecydowanie mogą zaliczyć do udanych.

10. Jesse Marsch

Granica między rozczarowaniem a wygranym sezonu czasami bywa niezwykle cienka. Jednak tak właśnie było w poprzednią niedzielę w przypadku amerykańskiego szkoleniowca Leeds. Gdyby Pawie nie odniosły kluczowego zwycięstwa na Brentford Community Stadium albo Burnley rozstrzygnęło na swoją korzyść potyczkę z Newcastle, Jesse Marsch zdecydowanie znalazłby się w tej pierwszej kategorii.

Jesienna przygoda Amerykanina w mieście Jana Sebastiana Bacha to kompletna porażka. Wydawało się, że gość, który kulturę klubów Red Bulla zna od podszewki, bez problemu poradzi sobie w największym z ich klubów. Nic bardziej mylnego. Władze klubu podziękowały 49-latkowi za współpracę już na początku grudnia po zaledwie 14 kolejkach Bundesligi. Ekipa Amerykanina wygrała zaledwie 5 razy, po drodze przegrywając ze słabiutkim Stuttgartem czy outsiderem swojej grupy w Lidze Mistrzów – Brugią.

Na bezrobociu zbyt długo nie pozostał. 28 lutego podpisał trzyletnią umowę na Elland Road. Tym samym stał się drugim po Bobie Bradleyu szkoleniowcu ze Stanów Zjednoczonych w historii Premier League. Były wątpliwości czy da radę wskoczyć w buty Marcelo Bielsy i utrzymać drużynę w elicie. Co prawda, kuriozalnych błędów popełnianych przez obrońców The Peacocks nie wyeliminował. Jednak znacząco podniósł średnią punktów na mecz z 0,88 do 1,25. Choć trzeba uczciwe przyznać, że uczynił ze swoich piłkarzy największych brutali w lidze – Leeds popełnili najwięcej fauli i otrzymali najwięcej żółtych kartek. Kwintesencją okazały się potyczki z Arsenalem i Chelsea, gdy w pierwszych połowach z boiska wylatywał najpierw Luke Ayling, a następnie Daniel James.

Dzięki utrzymaniu będzie miał możliwość przepracować z zespołem cały okres przygotowawczy i od sierpnia pokazać swój oryginalny pomysł na futbol w Premier League. Do tego jednak potrzebne są konkretne wzmocnienia. Jeden transfer już się udało przeprowadzić – na Elland Road przybędzie jego były niezwykle utalentowany podopieczny – Brenden Aaronson.

9. Kiernan Dewsbury-Hall

Przed rozpoczęciem sezonu 21-letni Kiernan Dewsbury-Hall miał na swoim koncie zaledwie 126 minut w barwach Leicester. I to pomimo faktu, że jest wychowankiem klubu z King Power Stadium. Po podpisaniu nowego kontraktu październikiem 2020 roku środkowy pomocnik udał się na wypożyczenie do Luton Town. W barwach The Hatters zaliczył niezwykle owocną kampanię, zgarniając aż cztery klubowe nagrody (w tym dla zawodnika roku) na koniec rozgrywek.

Mimo to Brendan Rodgers nie za bardzo chciał mu zaufać. Po powrocie z Londynu długo pozostawał rezerwowym, najczęściej grywając w Lidze Europy lub Carabao Cup. Do początku listopada w lidze rozegrał jedynie 4 minuty przeciwko Norwich. Jednak czym dalej w las, tym więcej szans otrzymywał. Na taki stan rzeczy wpływ miały jego dobre występy na Starym Kontynencie, ale i liczne kontuzje oraz zjazd formy rywali do miejsca w składzie.

W kilka miesięcy stał się starterem i czołową postacią zespołu u byłego szkoleniowca Liverpoolu. To wszechstronny, harujący pomocnik w typie box-to-box – jeden z najlepszych w zespole pod względem wykonywanych pressingów, przechwytów i przebiegniętych kilometrów na 90 minut. Pozostaje również przydatny w ofensywie – nie boi się wziąć piłkę, wejść w drybling i pociągnąć akcję do przodu kilkadziesiąt metrów.

Kiernan Dewsbury-Hall jest naprawdę rewelacyjny, odkąd pojawił się w drużynie. Jest typem zawodnika, którego uwielbiam: techniczny, zwinny, ma dobre wyczucie taktyki. Dla niego bieganie i praca w defensywie nie są przykrym obowiązkiem, a wręcz przeciwnie.

Uwielbia grać dla tego klubu. To jest jego miasto. Jest tu od dziecka i kocha każdą minutę gry tutaj. Jestem zachwycony, bo kiedy przyszedłem tutaj po raz pierwszy, był młodym zawodnikiem, o którym czuliśmy, że może grać w drużynie. Teraz stał się dla nas naprawdę istotnym graczem – mówił o nim po jednym z meczów Rodgers.

Dewsbury-Hall jest zawodnikiem bardzo zbliżonym profilem do Youriego Tielemansa. Belg zjechał ze swoją dyspozycją, jednak wciąż wzbudza spore zainteresowanie drużyn z czołówki lig. Dlatego, mimo jego niemal przesądzonego odejścia, Leicester właściwie nie odczuje tej straty.

8. Brighton & Hove Albion

Cóż to jest za czas dla kibiców Brighton. Podopieczni Grahama Pottera zaliczyli kapitalną kampanię zdobywając największą liczbę punktów i zajmując najwyższe miejsce w swojej historii występów w elicie. Po sześciu kolejkach mieli okazję wskoczyć na fotel lidera. Potrafili ograć obie ekipy z północnego Londynu na ich terenie. A w ostatnich dwóch starciach na The Amex zmietli z placu boju najpierw Manchester United, a następnie West Ham. Myślę, że sympatykom Mew na długo zapadnie w pamięć widok niedowierzającego Cristiano Ronaldo, opierającego się o słupek po zdobyciu trzeciego gola przez Pascala Grossa.

Sporą rolę w tak dobrym końcowym wyniku odegrały nowe twarze w zespole. Marc Cucurella to kandydat do transferu sezonu w Premier League. Solidny w defensywie, potrafiący wyprowadzać piłkę ze strefy obronnej, z dobrym dośrodkowaniem, w dodatku uwielbiający podłączać się do gry ofensywnej. Po tak udanym roku w zespole widziałby go sam Pep Guardiola.




Ale sprawdzili się również i Enock Mwepu, który udowodnił, że ewentualna strata Yvesa Bissoumy nie musi być wcale taka straszna, i Moises Caicedo, objawienie końcówki sezonu. Swoje dołożyli również ci, którzy na chwałę Brighton trochę dłużej – wspomniany wcześniej Bissouma, Mac-Allister czy Trossard. Warty podkreślenia jest fakt, że Potterowi udało się skonstruować system, w którym pojedynczy gracze stają się podporządkowani taktyce całego zespołu. Dlatego zastępowanie ich, gdy na horyzoncie pojawi się bogatszy klub, jak np. Arsenal w przypadku Bena White’a, jest zdecydowanie prostsze.

W tej beczce miodu jest oczywiście kilka małych łyżek dziegciu. Pierwszą z nich pozostaje nią dyspozycja na własnym stadionie. Gdyby nie zwycięstwa w ostatnich dwóch kolejkach, zespół Brighton zaliczyłby jedynie trzy wiktorie u siebie przez całe rozgrywki. Druga, to bardzo nierówna forma – seria 13 kolejnych spotkań bez wygranej, a następnie pięć kolejnych porażek. Trzecia – to sprawa napastnika. Choć Danny Welbeck i Neil Maupay dołożyli w sumie 14 bramek (Francuz kilka przecudnej urody), to brakuje rasowego snajpera.

Miejsce to ma wypełnić ściągnięty zimą z Royal Union świeżo upieczony mistrz i król strzelców Jupiter Pro League – Deniz Ugnav. Jeśli Ugnav wpasuje się w styl gry Mew i zapewni powiedzmy 13-15 goli, powinniśmy zobaczyć kolejny skok jakościowy ekipy Pottera.

7. Matty Cash

W przypadku Polish Cafu muszę uderzyć się w pierś. Nie wierzyłem, że jest on w stanie powtórzyć tak dobrą kampanię, jak tą 20/21. Spodziewałem się, że może stać się ucieleśnieniem wyrażenia „one season wonder”. A The Villans w związku z odejściem zeszłego lata Jacka Grealisha, sprowadzą kogoś na jego pozycję lub przynajmniej do rywalizacji. Na szczęście nikt nie wpadł w klubie na taki pomysł, a Matty utrzymał plac gry.

Zarówno u Smitha, jak i u Gerrarda, okazał się starterem, rozpoczynając od pierwszego gwizdka wszystkie 38 spotkań w lidze. Okazał się jedynym zawodnikiem z pola, który nie stracił miejsca w drużynie ze względu na swoją formę. To zdecydowanie wyróżniało go na tle kolegów z drużyny. Niezwodny z tyłu – wysoko sklasyfikowany, jeśli chodzi o liczbę wślizgów i przechwytów. Jako były skrzydłowy zyskał na zatrudnieniu legendy The Reds, gdyż mógł również bardziej uwidocznić swój zapał do gry ofensywnej. Zaliczył cztery gole i trzy asysty, a o jego sile pod bramką przeciwnika przekonał się sam Manchester City.

Po drodze zadebiutował w naszej reprezentacji w meczu eliminacji Mistrzostw Świata 2022 przeciwko Andorze. Tu również świetnie wpasował się do całej ekipy i wypracował sobie miejsce w wyjściowej jedenastce. W nagrodę w listopadzie pojedzie zapewne na imprezę w Katarze. O jego przywiązaniu do nowych barw niech najlepiej świadczy fakt, że po wspomnianej bramce z Mewami zdjął koszulkę, aby pokazać wyrazy wsparcia dla Tomasza Kędziory i jego rodziny, którzy przebywali w Kijowie w trakcie inwazji Rosji na Ukrainę.

Tegoroczne występy Casha wzbudziły zainteresowanie ze strony Atletico Madryt. By te zapędy drużyny Cholo Simeone odpędzić, w nagrodę za dobrą formę początkiem kwietnia podpisał nową, pięcioletnią umowę. Z kolei w tym miesiącu został wybrany na Villa Park zawodnikiem sezonu.

6. Aaron Ramsdale

Przyjście Aarona Ramsdale do Arsenalu wzbudziło na Wyspach niemałą sensację. Rzadko bowiem dochodzi do sytuacji, gdy zupełnie niewyróżniający się w skali ligi golkiper zmieniał barwy za ponad 25 milionów funtów. A przecież mowa tutaj o bramkarzu, który w ciągu czterech lat zaliczył aż trzy spadki. Dlatego 24-latek szybko stał się obiektem drwin ze strony sympatyków innych drużyn. Nawet dla mniej stronniczych analityków decyzja klubu, by przeznaczyć sporą część swojego budżetu na piłkarza, który początkowo miał zapewnić jedynie wsparcie dla Bernda Leno, wydawała się niezrozumiała. To miał być kolejny wielki flop, stawiany na równi z Nicolasem Pepe.

Oliwy do ognia dolał jeszcze początek sezonu 21/22. Kanonierzy po trzech kolejkach zajmowali ostatnie miejsce w tabeli, mając na koncie trzy porażki i stosunek bramek 0:9. Jednak od następnej serii spotkań między słupki za Niemca wskoczył Ramsdale. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmiany uległy również wyniki ekipy z północnego Londynu. I to pomimo tego, że obowiązki golkipera na Emirates Stadium są bardziej rozszerzone względem Sheffield czy Bournemtouth. Tu nie wystarczy grać bezpieczne i obronić kilka uderzeń.

Wychowanek Szabli szubko poradził sobie z wymaganiami gry w systemie Hiszpańskiego szkoleniowca i ku zaskoczeniu wszystkich dojeżdżał poziomem sportowym. Zdecydowanie podniósł procent obronionych uderzeń na własną bramkę – wybronił aż 24 z pierwszych 28 strzałów na swoją bramkę. Te parady istotnie przekładały się na wyniki zespołu i cenne punkty. Myślę, że jego parada przy rzucie wolnym Jamesa Maddisona to jeden z najpiękniejszych obrazków minionych rozgrywek.




Anglik pokazał również świetną grę nogami. Nie raz, nie dwa posyłał dokładną piłkę wprost na nos lub do nogi partnera z drużyny napędzając ataki Arsenalu. Ramsdale stanowi też definicję „sweeper-keepera”, nie bojąc się wychodzić poza swoje królestwo i aktywnie uczestnicząc w rozgrywaniu akcji. I choć fenomenalna w jego przypadku była pierwsza część sezonu (w drugiej miewał lekkie wahania formy) to zdecydowanie może czuć się jednym z wygranych tej kampanii.

5. Joelinton

Podobnych rozmiarów wątpliwości, co w przypadku przydatności Ramsdale’a w Arsenalu, fani Newcastle mogli mieć do Joelintona. No bo jakim prawem w kadrze wciąż pozostaje napastnik, który rozgrywając prawie 70 spotkań w Premier League, trafił do siatki raptem sześć razy. Zarówno oni, jak i brytyjskie media niejednokrotnie już wypychali go z St James’ Park – poniekąd stał się ucieleśnieniem chudych lat nad rzeką Tyre. Bez wątpienia również jedną z największych wielomilionowych wpadek w lidze – przechodząc z Hoffenheim, kosztował prawie 40 milionów funtów.

To nie było tak, że Eddie Howe przychodząc do Newcastle, stwierdził „postawimy go środku pola, to wypali”. Joelinton pierwsze mecze u nowego opiekuna Srok wciąż rozgrywał jako na pozycji numer „9”, najczęściej w duecie z Wilsonem. Również, gdy do zmiany już doszło, pierwsze spotkania nie napawały optymizmem – 1:3 z Liverpoolem, 0-4 z Man City. Ale z upływem czasu zaczął nabierać coraz większej pewności siebie, czego potwornie mu brakowało przez te dwa i pół roku.

Stał się niezwykle energicznym zawodnikiem, liderem na boisku. Zależało mu do tego stopnia, że potrafił przebiec przez całe boisko po zdobytym golu przeciwko Brentford, by móc cieszyć się razem  z kibicami.

Kiedy jesteś na tym poziomie i wiesz, że coś nie jest w porządku, w dodatku ciąży na Tobie cena 40 milionów funtów, możesz użalać się nad swoim losem. Jednak on tego nie zrobił. Podwinął rękawy i powiedział, że jest w stanie poświęcić się dla drużyny. Należy oddać również Eddiemu Howe’owi to, że zauważył te chęci i znalazł dla niego rozwiązanie na boisku – mówił po meczu z Pszczołami Micah Richards.

Ustawienie 25-latka w drugiej linii uwypukliło jego najlepsze cechy. Wygrywa mnóstwo pojedynków w powietrzu (3.73 na 90 minut), niejednokrotnie odzyskując w ten sposób posiadanie piłki dla drużyny. Zagrywa też sporo progresywnych podań w kierunku napastnika. Dzięki swojej defensywnej przydatności Joe Willock może częściej podłączać się do akcji bramkowych. Paradoksem jest fakt, że patrząc na całokształt jego postawy, teraz ma większy wpływ na gole dla Newcastle, niż gdy grał na szpicy. Joelinton? TOP.

4. Luis Díaz

On jest zawodnikiem, który jest głodny sukcesów i ma świadomość, że musi walczyć z całych sił, aby osiągnąć to, co chce.

Takimi słowami Jurgen Klopp opisał swojego nowego gracza niedługo po transferze na Anfield. A Díaz, wychodząc naprzeciw tym pochwałom i chcąc od razu pokazać, że cena 49 milionów funtów nie była przypadkowa, wszedł niemalże z buta do drużyny z czerwonej części Merseyside. Kolumbijczyk zapisuje się w historii klubu jako kolejny bardzo udany zakup zimą. Można rzec, że niejako kroczy drogą wcześniej wytyczoną przez Virgila Van Dijka i Luisa Suáreza.

W ciągu czterech miesięcy na Wyspach ma szansę zapisać na swoim koncie aż trzy puchary. Kiedy niecałe trzy tygodnie temu przechadzał się po Wembley z trofeum Pucharu Anglii i nagrodą dla zawodnika meczu, wyglądał na kogoś, kto w barwach The Reds jest już od bardzo dawna. Tak mocne wejście 25-letniemu skrzydłowemu zdecydowanie ułatwił sposób gry jego poprzedniego zespołu. Taktyka obrana przez Sérgio Conceição w Porto jest bardzo zbliżona do tej Liverpoolu.

Potwierdzają to słowa Ramma Mylvaganama, założyciela firmy Al Abacus, pomagającej klubom w szczegółowej analizie piłkarzy i przeciwników, który na życzenie Sky Sports, podzielił się kilkoma wnioskami.

Pod względem tempa, wysokiego pressingu, kontrataku, linii defensywnej i budowania ataków pozycyjnych, te dwie drużyny są prawie identyczne.

Symulowaliśmy cele transferowe Liverpoolu na tę pozycję. Díaz okazał się wyraźnym zwycięzcą, mając najwyższą przewidywaną chemię z pozostałymi graczami The Reds. Z danych wychodziło nam, że powinien znaleźć nić porozumienia przede wszystkim Robertsonem, Jotą i Elliotem. Jego wynik w naszym modelu był nawet lepszy niż ten Sadio Mane.

Boiskową prezencją niezwykle przypomina Mohameda Salaha – uwielbia zajmować przestrzenie przed bocznym i środkowym obrońcą, ale za linią pomocy rywala. Lubi wdawać się w dryblingi, wbiegać za plecy defensorów. Oddaje strzały, gdy tylko ma do tego możliwość i potrafi świetnie wykańczać akcje. To nie przypadek, że zapisał na swoim koncie cztery gole i trzy asysty w samej Premier League. A przecież dołożył również solidną cegłę do awansu The Reds do finału Ligi Mistrzów w Paryżu, zostając bohaterem rewanżowego starcia z Villarrealem. Zdecydowanie jeden z największych wygranych tej kampanii.

3. Projekt „Antonio Conte”

W listopadzie, kiedy po serii kompromitujących wyników zwolniony został Nuno Espirtito Santo, Joe Lewis i Daniel Levy nie mogli znów przestrzelić z wyborem szkoleniowca. Pomylili się latem, choć trochę z powodu braku innych kandydatur, z zatrudnieniem Portugalczyka z Wolves. Pomylili się też wcześniej, zatrudniając Jose Mourinho. Antonio Conte był zdecydowanie najlepszą dostępną opcją na rynku. Spurs ostatecznie dopięli swego i wzięli byłego opiekuna Chelsea, wykorzystując niezdecydowanie zarządu na Old Trafford.

52-latek od razu wziął się ostro do pracy. Poukładał taktycznie ekipę Kogutów, zmieniając formację na swoją ulubioną z trójką środkowych obrońców. Wprowadził mordercze treningi. Do tego stopnia, że Ben Davies dziękował Bogu, że mógł pojechać na zgrupowanie reprezentacji Walii, bo reszta zawodników, którzy zostali, wymiotowali po kolejnych sesjach z wycieńczenia. Conte także na klubową stołówkę, wprowadzając kategoryczny zakaz keczupu i majonezu, a także ograniczając liczbę ciężkostrawnych posiłków.

Właściciel i prezes Lilywhites musieli też dla niego rozwiązać sakiewkę z pieniędzmi, co niechętnie czynili w poprzednich latach. Joe Lewis w ostatniej dekadzie wydał więcej na prywatną kolekcję malarstwa niż na nowe twarze w swoim zespole. Teraz to się zmieniło. Ostatniego dnia okienka transferowego Fabio Paratici do północnego Londynu ściągnął Dejana Kulusevskiego i Rodrigo Bentancura. Wpływ obu zawodników okazał się powalający. Szwed w ciągu niecałych 1300 minut na boisku strzelił pięć goli i osiem razy asystował kolegom. Z kolei Urugwajczyk, nie dość, że pokazał, że potrafi zabezpieczać tyły, to jeszcze dokłada coś ekstra w grze ofensywnej, raz po raz próbując z powodzeniem rozszywających szyki obronne prostopadłych podań.

Jednak warto podkreślić również wpływ na zawodników, którzy w klubie już byli. Za kadencji Włocha do formy strzeleckiej wrócił Harry Kane. Heung-min Son zdobył Złotego Buta, nie wykonując żadnego rzutu karnego. Ben Davies w końcu zaczął wyglądać jak obrońca klasy premium, a Ryan Sessegnon wrócił do świata żywych. W dodatku udało się rzutem na taśmę wywalczyć awans do Ligi Mistrzów.

Podsumowując, projekt Conte w Tottenhamie, przynajmniej na ten moment, okazał się sukcesem całego klubu, począwszy od zarządu przez piłkarzy aż po samego szkoleniowca, który znów udowodnił swoją klasę. Good Content.

2. Jarrod Bowen

Jeśli w poprzednim sezonie w ekipie Młotów mogliśmy mówić o ofensywnym talizmanie w przypadku Jessiego Lingarda, w tym roku tę pałeczkę pierwszeństwa bez wątpienia przejął Jarrod Bowen. Poza Joelintonem trudno wskazać w lidze zawodnika, który zaliczył aż tak znaczący skok jakościowy w swojej karierze. Odwrócony skrzydłowy, bo chyba tak można najlepiej określić jego boiskową rolę, stał się nową gwiazdą Premier League.

Były zawodnik Hull niejednokrotnie dawał popis swoich umiejętności, wprowadzając w stan ekstazy kibiców londyńskiej ekipy. Ma za sobą rewelacyjną i co najważniejsze równą kampanię, którą zakończył z dwucyfrową liczbą bramek i asyst. Potrafił postawić się największym gigantom ligi – Liverpoolowi, Chelsea czy Manchesterowi City. Został drugim najskuteczniejszym Anglikiem w rozgrywkach pod względem zaangażowania w liczbę goli (12 + 10), plasując się tylko za plecami Harry’ego Kane’a. Pod tym względem zapisał się również na kartach historii The Irons – tylko Paulo di Canio (29 w sezonie 1999/00) i Johnie Hartsonie (23 w sezonie 1997/98) osiągnęli lepszy wynik w klasyfikacji kanadyjskiej.

Bowen, podobnie jak Lingard, jest ogromnym beneficjentem stylu gry opartego na kontratakach, który preferuje David Moyes. Jest bardzo inteligentnym zawodnikiem, umiejącym przewidzieć możliwości podań od kolegów i wbiegającym w niebezpieczne dla rywali obszary. Widać to były choćby przy okazji niedawnego meczu z The Citizens, gdy wybiegł zza pleców Fernandinho. Raz za razem serwował nam pokaz sztuczek technicznych. Urzekał bardzo bezpośrednią grą, nie bojąc się wejść w drybling, uciec w uliczkę czy samemu wykończyć akcję.

Spokojnie można go uznać za współ-MVP sezonu w barwach West Hamu, bo rewelacyjnie grał też Declane Rice. Teraz obaj panowie spotkają się na zgrupowaniu Synów Albionu. Jarrod z dużą dozą prawdopodobieństwa powinien dostać szansę na swój debiut w reprezentacji narodowej. A kto wie, może latem sięgnie po jego usługi któraś z topowym drużyn? Coraz głośniej mówi się o zainteresowaniu jego osobą ze strony Jürgena Kloppa…

1. Kibice Newcastle United

Ile razy musieli się modlić kibice Srok do opatrzności, aby ich przeklęty właściciel dał sobie już spokój i opuścił St James’ Park raz na zawsze? Liczbę tych litanii mogą dokładnie podać tylko najwierniejsi fani zespołu znad rzeki Tyre. Po prawie 14 latach, dokładnie 7 października zeszłego roku, ich sen się w końcu spełnił. Za 305 milionów funtów Mike Ashley sprzedał klub w ręce Public Investment Fund, prywatnemu konsorcjum z Arabii Saudyjskiej.

Choć nowi właściciele mieli sporo grzechów na swoim sumieniu, jak np. zabójstwo Jamala Khashoggiego, nie miało to dla nich w tym momencie większego znaczenia – wyszli na ulice świętować. W Newcastle zaczęła się nowa era. Zwolniono Steve’a Bruce’a, którego zastąpił Eddie Howe. On wyników od razu nie poprawił – wygrał zaledwie 1 z 11 pierwszych meczów. Jednak z biegiem czasu coraz bardziej uwidaczniał się progres, jaki wykonali pod jego okiem piłkarze. W zimę nowi zarządcy sypnęli groszem na potrzebne wzmocnienia i przebudowę obecnej kadry. Co prawda, Mbappe czy Hålanda nie udało się sprowadzić, lecz do podstawowej jedenastki dołączyło kilku bardzo wartościowych w skali zespołu graczy. Kieran Trippier, Dan Burn, Chris Wood oraz Bruno Guimarães odmienili oblicze drużyny i odcisnęli swoje piętno na wynikach zespołu.

Po zamknięciu udanego okienka Sroki zaczęły piąć się w górę tabeli. W 2022 roku od ekipy Howe’a lepiej punktowały tylko Liverpool, Man City i Tottenham. W sumie przez 5 miesięcy udało im się zgromadzić aż 38 punktów (z 49) i finiszować ostatecznie na 11 miejscu. Angielski szkoleniowiec za swoją fantastyczną pracę został nawet nominowany do nagrody dla menedżera roku. Aczkolwiek w tym wszystkim najistotniejsza jest zmiana atmosfery wokół klubu – kibice nie chodzą już na spotkania wyłącznie ze względu przyzwyczajenie i lojalność. Oni mogą wreszcie cieszyć się swoją drużyną.

Spójrzcie na atmosferę St James’ Park. Tłum jest dumny z drużyny i widzi, że daje ona z siebie wszystko, aby wygrać mecz. Świetnie jest to widzieć i tego doświadczyć. Aż buzowało, a kibice pomagali nam zdobyć punkty. Kluczowe dla naszej przyszłości będzie utrzymanie takiej relacji – mówił przed ostatnim domowym starciem przeciwko Arsenalowi Howe.

Dlatego właśnie sympatyków Newcastle uznaję za największych wygranych tego sezonu Premier League.