Sezon się skończył, więc przyszedł czas na podsumowania. Dzisiaj wyłonimy zawodników, jak i kluby, które można uznać za rozczarowania dopiero co zakończonej kampanii Premier League. Czas trochę ponarzekać!

Przez cały sezon nie brakowało nam emocji i nagłych zwrotów akcji. To nie tylko zasługa nieoczekiwanym jak hiszpańska inkwizycja zwycięstw i dobrej formy tak zwanych „underdogów”, ale i fatalnej dyspozycji graczy, jak i całych klubów, które miały odnosić sukcesy. Następujące rozczarowania nie są ułożone hierarchicznie. 

Romelu Lukaku

Nie tak miała wyglądać druga przygoda Belga na Stamford Bridge. Przychodził jako mistrz Włoch,  jeden z najlepszych zawodników Serie A i jako wicekról strzelców z 24 ligowymi trafieniami na koncie. Przyszedł za gigantyczne pieniądze – 97,5 miliona funtów, co jest klubowym rekordem. Miał być brakującym elementem w składzie Thomasa Tuchela. Oczekiwania względem realiów okazały się tak rozbieżne, jak rozmiar koszulki, a faktyczny rozmiar zawodnika podczas prezentacji. 

Rozczarowanie numer 1 tego sezonu Premier League w 44 spotkaniach zdobyło 15 bramek (tylko 8 w lidze). Sam początek był obiecujący. Romelu Lukaku w swoim debiucie strzelił gola na Emirates Stadium i przez cały mecz dewastował obrońców Arsenalu. Później było tylko gorzej. Niemoc strzelecka trwała w najlepsze, aż doszło do momentu, kiedy Chelsea wyglądała lepiej bez Lukaku na boisku niż z nim. Belg zmagał się z problemami zdrowotnymi, ale miał również okres, gdzie pomimo pełnej dyspozycji posucha strzelecka trwała 4 miesiące! Sprowadzony do roli rezerwowego przebudził się w końcówce sezonu, strzelając 2 gole z Wolves i jednego z Leeds. 

Problem nie tkwił tylko w słabej formie. Głaz do ogródka dodał udzielony na przełomie roku przez Lukaku wywiad, w którym mówi, że chce wrócić do Interu. Mimo przypomnienia sobie jak się strzela gole, Big Rom zaliczył słaby sezon względem oczekiwań i tego, z jaką łatką przychodził z Włoch, czy po tym, co wyprawiał na Mistrzostwach Europy. Tylko jedną bramkę mniej od niego zdobył Kai Havertz, który trafiłby na taką listę w poprzednim sezonie. Niemiecki szkoleniowiec jednak nie zamyka mu drogi w tym projekcie i widzi światełko w tunelu.

Jack Grealish

Skoro już mowa o źle wydanych 100 milionach, to nie można nie wspomnieć nazwiska Jacka Grealisha. Zanim jednak to nastąpi, zacznijmy od zagadki matematycznej. Wiecie, ile kosztował każdy punkt w klasyfikacji kanadyjskiej Anglika (każda bramka i asysta)? Werble… dokładnie 10 milionów funtów. Z tego dorobek ligowy to 3 gole i 3 asysty.

W przypadku byłego zawodnika Aston Villi kluczową kwestią są bardzo wysokie oczekiwania. W końcu, jeżeli zostajesz najdroższym piłkarzem w brytyjskim futbolu, musisz grać jak z nut i to od razu. Problem jest taki, że nie każdy gracz z miejsca odnajduje się w orkiestrze Pepa Guardioli. Jest to trudna sztuka, która udała się nielicznym. Tutaj można przypomnieć ciężkie początki Leroya Sané, Riyada Mahreza, czy Bernardo Silvy. Dla Grealisha kluczowy będzie kolejny sezon, aby udowodnić, że czas na adaptację ma już za sobą i jest gotów zostać wirtuozem. Ale skupmy się jeszcze na kampanii 2021/22, bo mimo wszystko, mogło… a nawet powinno być lepiej.

Musimy pamiętać, że Anglik ma 26-lat i warunki Premier League jednak nie są mu obce. Przez cały sezon nie dał klarownego powodu, żeby postawić na niego na poważnie. Dobitnie świadczy o tym końcówka sezonu. Na ligowym gruncie nie wygląda to jeszcze źle. Na 6 ostatnich meczów tylko raz nie znalazł się w kadrze i tylko raz nie wyszedł w podstawowym składzie. Przez komplet minut z Watfordem, Leeds, Newcastle i West Hamem zdobył jedną bramkę i zaliczył jedną asystę. To mówi to samo za siebie. Jeżeli chodzi o kluczowe mecze w Champions League, na której tak zależy menedżerowi Obywateli, to wygląda to następująco:

  • bez występu w dwumeczu ze Sportingiem 
  • 22 minuty przeciwko Atletico. W rewanżu nie wszedł na boisko
  • bez występu w pierwszym meczu z Realem Madryt
  • 42 minuty w rewanżu z Królewskimi (wszedł w 78 minucie)

Rozczarowanie numer 2 nie uniosło ciężaru gigantycznego transferu i nie przełożyło formy z Aston Villi. Skończyło się na tym, że Manchester City miał ładnego rezerwowego za 100 milionów.

Aston Villa

A jak pieniądze za Grealisha spożytkowała Aston Villa? Na papierze znakomicie, a w rzeczywistości… sami wiecie, jak wyszło. 14. miejsce w ligowej tabeli, ujemny bilans bramkowy i masa transferów, które nie spełniły oczekiwań. Ponad 90 milionów funtów wydanych latem zwróciło się w następujących liczbach:

  • Emiliano Buendia – 38 mln funtów, 35 występów, 4 gole, 6 asyst
  • Leon Bailey – 30 mln funtów, 18 występów, 1 gol, 2 asysty
  • Danny Ings – 25 mln funtów, 30 występów, 7 goli, 6 asyst

Aston Villa miała przebłyski dobrej formy, w których potrafiła zanotować 3 zwycięstwa z rzędu, ale zdarzały się serie z 5 kolejnymi spotkaniami bez zwycięstwa. Pierwsza z nich przytrafiła się już w październiku i przypieczętowała los Deana Smitha. W jego miejsce przyszedł Steven Gerrard i nie można powiedzieć, że sytuacja znacznie się poprawiła. Na początku był dobry impuls „nowej miotły”, lecz z biegiem czasu mocno przygasł. Rozczarowanie numer 3 mogło odkupić wszystkie winy, urywając punkty Mancheste… wybaczcie żart kibica Liverpoolu. Sytuację rozczarowania numer 3 miały odmienić zimowe transfery w postaci powrotu do Premier League Philippe Coutinho, czy transferów Lucasa Digne i Matta Targetta. Jednak i to nie pomogło. Ekipa z Birmingham często wyglądała nijak, a jej czołowe gwiazdy tylko momentami szarpały grę zespołu do przodu. Z tego uogólnionego worka zawodu, można wyciągnąć Matty’ego Casha, który ma za sobą świetny sezon, czy Jacoba Ramseya, ale o tym porozmawiamy w niedalekiej przyszłości.

The Villans mieli walczyć o puchary, a skończyło się na walce o uniknięcie kompromitacji. Na Villa Park jednak nie zwieszają głów. Potwierdzono już wykupienie Philippe Coutinho z Barcelony oraz przyjście Boubacara Kamary z Marsylii. Klepnięto także hitowy transfer Diego Carlosa. Na tym pewnie się nie skończy, a przecież niewykluczone, że do klubu przyjdzie Luis Suarez.

Manchester United

Prawdopodobnie, gdybyśmy chcieli ograniczyć ten tekst tylko do jednostek, to co najmniej jego połowę stanowiliby przedstawiciele Czerwonych Diabłów. Dlatego numer 4 to zbiór rozczarowań, jakim jest cały Manchester United, który miał podbić Premier League, a tego nie zrobił. Wicemistrz Anglii z sezonu 2020/21 dokonał w lecie poważnych wzmocnień. Jadon Sancho, Raphaël Varane i Cristiano Ronaldo to przecież nazwiska, które udowodniły swoją renomę na arenie międzynarodowej. 9 miesięcy temu żartowaliśmy, że Manchester United tworzy sobie skład niczym z Football Managera. Różne koleje losu sprawiły, że sezon okazał się jedną wielką klapą, a kibice są wkurzeni sytuacją w klubie. 

Wracając do personaliów, Sancho w 29. spotkaniach zdobył 3 bramki oraz 3 asysty i były długie momenty, w których zapomnieliśmy o jego obecności w klubie. Przepadł jesienią i trochę odżył na wiosnę. Jasnym punktem był przełom lutego i marca, w którym zdobył większość swoich liczb. Varane wyrobił sobie w Realu Madryt metkę jednego z najlepszych stoperów na świecie. Końcówkę przygody w Hiszpanii nie zaliczy do najlepszych okresów w karierze, ale to wciąż wielce utytułowany gracz. W Anglii połowę sezonu spędził w gabinetach lekarskich, a drugą próbując łatać dziurawą obronę zespołu. Francuz w tym sezonie był cieniem formy z występów w białej koszulce. Jednak 22-letniego Anglika, jak i 29-letniego Francuza nie można skreślać. Wciąż mają jakość i przy dobrej sytuacji w klubie na pewno pokażą ją na murawie.

Jakość zespołowi wciąż daje Cristiano Ronaldo, o którym można się rozpisywać, ale postaramy się to krótko streścić. Portugalczyk często ratował zespół i to na jego bramkach oraz asystach United ugrało 17 ligowych punktów. Niemalże w pojedynkę wywalczył awans z fazy grupowej Ligi Mistrzów i tym akcentem możemy przejść z chwalenia do wytykania słabszych momentów napastnika. A do tego idealnie pasuje dwumecz z Atletico Madryt – zwłaszcza rewanż. 0 celnych strzałów, 0 kontaktów z piłką w polu karnym rywala. 36-latek miewał przestoje strzeleckie, które zamieniał na wylewy frustracji. Machanie rękoma, idiotyczne faule jak kopanie przeciwnika po gwizdku, czy crème de la crème, jakim było zdzielenie telefonu kibica po przegranym meczu z Evertonem. Z drugiej strony Manchester United nie wygrał meczu, kiedy nie było CR7 na boisku. Jego wkład w ten sezon był istotny, ale od legendy futbolu w każdym spotkaniu wymaga się odpowiedniej formy na boisku i postawy poza nim.

To jeszcze kilka słów o trenerach i przechodzimy dalej. Zarówno o Ole Gunnarze Solskjaerze, jak i Ralfie Rangnicku fani na Old Trafford wolą już zapomnieć. Ten drugi pozostanie w strukturach klubu, ale nie będzie już tak widoczny. Obaj nie poradzili sobie z szatnią i przyczynili się do jej rozłamu. Nie zdołali wykrzesać z żadnego zawodnika (może z wyjątkiem Anthonego Elangi) choć tyle, żebyśmy mogli kogoś chwalić za ten żenujący sezon. Kibiców boli sytuacja, w jakiej postawili Jessego Lingarda, czy Donnego van de Beeka – w roli kompletnych rezerwowych.

Na wyróżnienie zasługują jeszcze Paul Pogba, David de Gea, Harry Maguire czy Marcus Rashford (o każdym z nich pojawił się osobny tekst na naszej stronie), ale jak już zostało wspomniane, nikt z zespołu nie zasługuje na słowa uznania. Na Old Trafford potrzebna jest przebudowa. 6. miejsce i gra w Lidze Europy jest wystarczającym kubłem zimnej wody, żeby zmotywować wszystkich do pracy.

Leicester

Klubowe rozczarowania tego sezonu Premier League skończymy na Leicester. Obecność Lisów w tym gronie może nieco dziwić, ale krótko mówiąc, przyzwyczaili nas do walki o wyższe cele. Dwa poprzednie sezony to przecież dwukrotne zajęcie 5. lokaty i zacięta walka o Ligę Mistrzów. W tym sezonie drużyna z King Power Stadium nie poradziła sobie z łączeniem gry w Europie i Premier League. Co prawda doszli do półfinału Ligi Konferencji, ale nie oszukujmy się – w lipcu już nikt nie będzie o tym pamiętał. Dopiero po zrzuceniu ciężaru, jakim były europejskie puchary, Lisy odżyły. Chwilę po odpadnięciu z Romą przyszła ligowa porażka z Evertonem, lecz następne mecze to kolejno wygrane z Norwich (3:0), Watfordem (5:1), remis z Chelsea (1:1) i na sam koniec ogranie Southampton (4:1). 

W Leicester muszą przede wszystkim nauczyć się życia bez Jamiego Vardy’ego. Anglika w tym sezonie nękały kontuzje, które pozbawiły drużynę dużej jakości. Mimo opuszczenia 17 spotkań 35-latkowi udało się zdobyć w tym sezonie 17 bramek. Żebyśmy w przyszłym sezonie nie narzekali na Leicester, muszą oni znaleźć kogoś, kto wejdzie w buty Vardy’ego. Do gry o najwyższe cele nie wystarczy dobra forma Harveya Barnesa i Jamesa Maddisona. Tak samo nie wystarczy taka obrona. Linia defensywy w tym sezonie delikatnie mówiąc, nie zachwycała i tu też potrzebne będą zmiany.

Ekipa Brendana Rodgersa zaliczyła spory zjazd względem poprzednich lat. 8. miejsce i brak jakichkolwiek pucharów pozostawia spory niedosyt. Na całe szczęście, w przyszłym sezonie mogą skupić się tylko na krajowych rozgrywkach.

Pierre-Emerick Aubameyang i Alexandre Lacazette

Arsenal koniec końców ma za sobą całkiem udaną kampanię. Problemów na przestrzeni całego sezonu było za to sporo, a jednym z nich była pozycja napastnika.

Pierre-Emerick Aubameyang jest człowiekiem, o którym fani Kanonierów chcą zapomnieć. Zagrał niecałą jedną rundę, a spokojnie możemy ustawiać go na czołowych miejscach w rankingu największego rozczarowania Premier League, bo w rankingu goli jest daleko w tyle. Gabończyk w tym sezonie na swoje konto wpisał raptem 4 ligowe bramki. Ostatnia z nich została zdobyta 22 października. Tragiczna skuteczność i marnowanie 100% sytuacji, aż raziło w oczy. Sama dyspozycja była powodem, żeby pożegnać 32-latka w lecie. Na szczęście sam zawodnik dodał od siebie tyle, żeby rozstać się z nim już zimą. Przedłużenie sobie urlopu, nieuszanowanie zasad, w konsekwencji utracenie opaski kapitańskiej i odsunięcie od składu. Tak w skrócie wyglądał jego sezon 2021/22 w koszulce Arsenalu. 

To jednak niejedyny napastnik, który zawiódł. Ciężar strzelania bramek miał na siebie wziąć Alexandre Lacazette. Skończyło się tak, że Francuz przez cały sezon w rubryce zdobyczy, ma taką samą cyfrę co Aubameyang – 4. Nadrabiał asystami, których ma 7, ale po poprzednich sezonach, gdzie 10 goli było absolutnym minimum, obecny rozczarowuje. Wszystko wskazuje na to, że były zawodnik Lyonu odejdzie z Emirates i w obecnej dyspozycji nie będą za nim płakać. 

Jako ładną klamrę podamy statystyki ostatniego z napastników, który dostał swoją szansą w ostatnich tygodniach. Eddie Nketiah w trzech występach w Premier League zdobył 5 bramek. Dziękuję. Kurtyna.

Pomniejsze rozczarowania Premier League

Jako mniej oczywiste wybory do listy można dodać, chociażby Chrisa Wooda. Napastnik Newcastle przez ostatnie 4 kampanie notował minimum po 10 bramek. W tym jego liczby prezentują się następująco: 3 gole dla Burnley, 2 dla Newcastle. Sroki na takiego napadziora wydały 25 milionów funtów.

O ile cały Everon zawiódł w Premier League, to dwóch piłkarzy wyraźnie możemy uznać, jako rozczarowania. Mowa tu o Dele Allim i Donnym van de Beeku. Jeden i drugi mieli wykorzystać pobyt na Goodison Park, aby pokazać, że są dobrymi zawodnikami i odzyskać uznanie w oczach kibiców. Skończyło się na tym, że żaden z nich nie miał swojego udziału w utrzymaniu The Toffees. Holender większość swojego pobytu u Franka Lamparda spędził na leczeniu urazu, a zawodnik Spurs grzanie ławki w Londynie zamienił na grzanie ławki w Liverpoolu. Obszerne podsumowanie całego sezonu w wykonaniu Evertonu możecie przeczytać w dedykowanym artykule na naszej stronie.