Po meczu z Southampton jednym z najczęściej omawianych cytatów jest wypowiedź Jamiego Redknappa. Były piłkarz Liverpoolu stwierdził, że Mohamed Salah nie powinien zarabiać więcej niż Virgil van Dijk. Obaj to świetni zawodnicy, ale czy można ich w ten sposób porównywać? Wydaje się, że Anglik miał rację w swoim stwierdzeniu.

Nie dałbym nikomu więcej niż Virgilowi van Dijkowi. To on powinien zarabiać najwięcej. Znajdą kolejnego Mo Salaha, ale nie znajdą kolejnego van Dijka. Zawsze znajdzie się kolejny świetny napastnik, który przyjdzie do tego klubu – powiedział Jamie Redknapp, zapytany o sytuację kontraktową Egipcjanina po meczu Liverpoolu z Southampton.

Wypowiedź Anglika może budzić wątpliwości u wielu sympatyków Premier League, lecz z pewnością znajdzie wiele osób stojących po jego stronie. Czy były zawodnik The Reds się myli? Trudno jednoznacznie rozpatrzeć tak złożone zagadnienie. Wszak to zupełnie inni zawodnicy, o kompletnie odmiennych zadaniach. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że pan Redknapp ma trochę racji. Naturalnie, nie można umniejszać tego, co robi Salah, lecz van Dijk to gracz absolutnie niezastąpiony.

Salah i van Dijk: kluczowe ogniwa w drodze do trofeów

Zarówno Egipcjanin, jak i Holender, pojawiając się w zespole, pozwolili mu wejść na wyższy poziom. Pierwszy przybył na Merseyside latem 2017 roku i z miejsca stał się absolutną rewelacją angielskiej ekstraklasy. 29-latek już przy okazji powrotu do Premier League (grał bowiem wcześniej w Chelsea) pobił rekord liczby bramek w 38-meczowych sezonie. W każdym z pięciu sezonów był najlepszym strzelcem zespołu. W czterech z nich przekraczał granicę 20 ligowych goli, w trzech miał co najmniej 30 trafień we wszystkich rozgrywkach.

Przybycie wychowanka El Mokawloon znacznie wzmocniło ofensywę ekipy Jürgena Kloppa. To jednak transfer stopera Southampton uznawany jest, w myśl znanej maksymy, że „obroną wygrywa się trofea”, za absolutnie kluczowy dla walki o tytuły. Wielu ekspertów i kibiców wskazuje właśnie 30-latka jako ogniwo, które umożliwiło ostateczny skok jakościowy. W osobie Holendra Liverpool znalazł bowiem postać umożliwiającą zmianę stylu gry, pozwalającą na wprowadzenie wymarzonych założeń niemieckiego menedżera.

Przybycie Virgila było oczywiście bardzo ważnym dniem dla naszej najnowszej historii (…). Okazało się niesamowicie ważne, bo zmieniło u nas bardzo wiele. W duecie z Joëlem [Matipem], Dejanem [Lovrenem] i Joe [Gomezem] pozwalał nam bronić w inny sposób, skracać rywalom pole gry. To było pomocne i dlatego jesteśmy naprawdę szczęśliwi, że go mamy – tłumaczył Klopp w grudniu, prawie cztery lata po jego transferze.

Oczywiście trener The Reds nie szczędził też komplementów super strzelbie swego zespołu. Niemniej, te słowa pokazują, że van Dijk może dla znaczyć dla jego koncepcji więcej, niż Salah, być wzmocnieniem, pozwalającym na walkę o wyższe cele. Choć obaj są kluczowi, to Holender pozwolił na ten nagły, znaczący przeskok.

Bez Virgila ani rusz

Obaj ci zawodnicy to ulubieńcy trybun. Jeden stanowi podporę ofensywy, drugi defensywy, razem zbierają ogromne komplementy. W przypadku lidera obrony przekonaliśmy się jednak, ile znaczy jego dłuższa absencja. Gdy doznał poważnej kontuzji kolana na początku poprzedniej kampanii, okazało się to gigantycznym ciosem dla 19-krotnych mistrzów kraju.

Oczywiście, należy pamiętać, że wówczas nałożyły się to na siebie z problemami zdrowotnymi Matipa i Gomeza. To sprawiło, że Klopp przez praktycznie cały sezon musiał szukać półśrodków. Kombinował z Natem Phillipsem, Rhysem Williamsem, pomocnikami: Jordanem Hendersonem i Fabinho lub ściągniętym zimą Ozanem Kabakiem, który okazał się rozczarowaniem. Eksperymentalna defensywa The Reds nie zdołała wejść na poziom wymagany, by walczyć o realizację najwyższych celów – i trudno było się tego spodz