Do końca sezonu zostało tylko kilka tygodni. Liverpool wciąż walczy o tytuły zarówno na krajowym podwórku, jak i w Lidze Mistrzów. Ekipie Jürgena Kloppa nie udałoby się zajść tak daleko, gdyby nie szeroka ławka wypełniona młodymi piłkarzami, którzy w przyszłości będą stanowić o sile The Reds. Jednak ta przyszłość wcale nie jest tak odległa, jakby się zdawało.

Liverpool ma przyszłość we własnych rękach i może zbudować trzon drużyny bez sprowadzania wielkich gwiazd. To oczywiście nie wyklucza pojedynczych transferów, ale dzięki mądremu zarządzaniu kadrą, w biurach na Anfield nie muszą głowić się “czy wystarczy nam pieniędzy na wzmocnienie wszystkich pozycji”. Zamiast tego można spokojnie dać szansę młodziakom, którzy są już w klubie. Powoli stają się gotowi, by odegrać w czerwonej części Merseyside kluczową rolę.

Za kilka tygodni magiczną barierę trzydziestych urodzin przekroczy Mo Salah. Sadio Mané, Roberto Firmino, Jordan Henderson, Thiago, Joël Matip czy Virgil van Dijk mają już “trzy dychy” na karku. Nie oznacza to, że trzeba wysłać ich do domu starców, czy na piłkarską emeryturę do Los Angeles. Trzeba natomiast się poważnie zastanowić nad ich zastępcami i wprowadzeniem ich do pierwszego zespołu.

Najlepszy “drugi” i “trzeci” 

Zacznijmy od samych tyłów i “najlepszego bramkarza numer dwa na świecie” jak określa go Jürgen Klopp. Golkiper pucharowy zespołu z Merseyside zaliczył w tym sezonie 8 występów: 4 w EFL Cup, i po 2 w Premier League oraz FA Cup. Przełożyło się to na 4 czyste konta i 7 wpuszczonych bramek. Do tego można dodać udane wykonanie karnego w serii jedenastek przeciwko Chelsea w finale EFL Cup. Jest pewny siebie i potrafi zachować chłodną głowę. Caoimhin Kelleher, bo o nim mowa, zrobił tak wiele kroków w swoim rozwoju, że musiał wyprzedzić Adriana i wskoczyć jako “dwójka”. Bluza z numerem “1” niepodważalnie należy do Alissona i zostanie tak, dopóki Brazylijczyk będzie grał na Anfield. Jeżeli Irlandczyk postanowi zostać, to zapewni spokój w przypadku absencji Beckera. Z drugiej strony istnieje ryzyko zmarnowania potencjału 23-letniego wciąż zawodnika poprzez sadzanie go na ławce. Trzeba pamiętać, że nikt nie chce w nieskończoność stanowić opcji rezerwowej. On pewnie też nie może spokojnie czekać, aż Alisson skończy karierę.

Czekać nie zamierza również Ibrahima Konate. W jego przypadku sprawa jest prostsza. Przed sezonem przychodził jako opcja numer trzy na pozycji stopera obok Van Dijka i Matipa. 22-latek zanotował jak dotąd 25 spotkań. Od mniej więcej listopada podział był jasny – Matip gra w lidze, Konate w Lidze Mistrzów i krajowych pucharach. Takie rozłożenie obowiązków działało i wszyscy na nim skorzystali. Ibou zbierał doświadczenie i wpasowywał się w zespół, niejednokrotnie imponując swoją postawą. Za wisienkę na torcie można uznać dwie bramki strzelone w dwumeczu z Benficą oraz trafienie przeciwko Manchesterowi City w półfinale FA Cup. Francuz nie jest jednak nieskazitelny. Zdarzały się mecze, kiedy zostając sam na sam z przeciwnikiem, przegrywał takie rywalizacje. Przydarzył mu się też przysłowiowy “babol” w pierwszym meczu z Benficą. Choć do perfekcji jeszcze trochę brakuje, już teraz pokazuje, że może być ostoją defensywy i Liverpool może na nim polegać.

Liverpool i jego wizytówka

Znakiem firmowym finalisty Ligi Mistrzów są ofensywni boczni obrońcy i nie mowa tu tylko to tych podstawowych. Kostas Tsimikas był wielkim wygranym początku sezonu. Dobrze wyglądał w okresie przygotowawczym i kiedy Andy Robertson musiał pauzować z powodu kontuzji, godnie go zastąpił. Później bywało różnie, ale były zawodnik Olympiakosu łapał minuty. W 24 występach uzbierał 6 asyst. O jego przydatności niech świadczy fakt, że przegrywając z Tottenhamem, Jürgen Klopp wpuścił go za Robertsona, żeby wykorzystać jego dobre dośrodkowania. 25-latek właśnie centrami nadrabia braki w defensywie. Ten sezon pokazał, że Grek rozumie grę Liverpoolu i dobrze się w niej odnajduje. 

O ile Tsimikas z powodzeniem zastępuje Robertsona, to na prawej obronie nie ma prawdziwej alternatywy dla Trenta Alexandra-Arnolda (notabene sam ma dopiero 23 lata, a już jest jednym z najlepszych piłkarzy na tej pozycji na świecie). W ostatnich tygodniach kimś takim jest Joe Gomez i wszystko wskazuje na to, że tak pozostanie. Grający nominalnie na środku defensywy 24-latek prawdopodobnie przedłuży kontrakt i przeniesie się na bok obrony, mimo zainteresowania ze strony innych klubów Premier League. Wychowanek Charltonu od kilku ładnych lat notował po kilkadziesiąt występów w sezonie i to on miał naciskać na to, żeby partnerować Van Dijkowi. Liczne kontuzje sprawiły, że jego rola w drużynie zmalała, ale za każdym razem wracał zmotywowany do walki. Sprawa jest prosta – jeżeli ominą go urazy, to Liverpool zyska kolejnego defensora na lata.

To nie wszyscy uzdolnieni prawi obrońcy w klubie. Kiedy Gomez był niezdolny do gry, postawiono na Neco Williamsa. Walijczyk nie otrzymał jednak dużego kredytu zaufania od szkoleniowca i w styczniu powędrował na półroczne wypożyczenie do Fulham. 22-latek w tym okresie zaliczył 15 występów, w których zdobył 2 bramki i 2 asysty. Szukając regularnej gry pod kątem zbliżającego się Mundialu, Neco raczej zostanie na Craven Cottage. Na Anfield płakać za nim nie będą, zwłaszcza że na ostatniej prostej jest transfer Calvina Ramsaya z Aberdeen. Uważany za duży talent 18-latek w 33 występach na wszystkich frontach w tym sezonie zaliczył 9 finalnych podań. 

Do wyliczanki można dodać Rhysa Williamsa, który po tym jak w zeszłym sezonie wskoczył do składu, żeby łatać dziury na środku obrony, przepadł na wypożyczeniu w Swansea i zimą wrócił do klubu. Inaczej prezentuje się sytuacja 20-letniego Seppa van den Berga, który w Preston gra niemalże wszystko od deski do deski i uzbierał już 50 występów w barwach The Lilywhites.

Poszukiwany i poszukiwany

Środek pola jest nieco bardziej skomplikowaną sprawą. Pierwszy na myśl przychodzi Harvey Elliott, który błyszczał na początku sezonu. Do wrześniowego meczu z Leeds wszystko wskazywało na to, że będzie już w tym sezonie odgrywał ważną rolę w drużynie Jürgena Kloppa. Niestety, kontuzja wykluczyła go z gry na pół roku. Po powrocie 19-latek miał problemy ze złapaniem odpowiedniej formy, a w ostatnich tygodniach w ogóle nie oglądamy go na boisku. Dlatego tak ważny będzie przyszły sezon. Anglik jest jednym z najmłodszych graczy w kadrze i jego czas jeszcze nadejdzie. Jednak pamiętamy, jaki potrafił dać impuls w środku pola, kiedy wchodził z ławki. 

Skoro mowa o trochę zapomnianych piłkarzach, to Liverpool w swojej kadrze ma jeszcze kogoś takiego jak Curtis Jones. Po dobrym okresie na przełomie września i października, a zwłaszcza po meczu z Porto, w którym zaliczył 2 asysty, wydawało się, że Anglik na stałe wskoczy do pierwszej jedenastki. Tymaczasem tak się nie stało. Urazy sprawiły, że nie mógł złapać odpowiedniego rytmu i tak od kwietnia aż do ostatniego meczu z Aston Villą nie zobaczyliśmy go w wyjściowym składzie ani razu. Nie zmienia to faktu, że wraz z Elliottem za kilka lat powinni być częścią wyjściowego garnituru drużyny z czerwonej części Merseyside.

Jednak postawmy pytanie – czy w aktualnej linii pomocy jest dla nich w ogóle miejsce. Thiago i Fabinho w obecnej formie są nie do ruszenia. Młodzi Anglicy mogą zostać ewentualnie ich zamiennikami (z ich predyspozycjami zostaje tylko zmiana za Hiszpana). Ale jest jeszcze trzeci slot, który w tym sezonie dzielą między sobą Naby Keïta i Henderson. I to właśnie tu jest miejsce dla Elliotta czy Jonesa. Zawodnik z Gwinei rozgrywa swój najlepszy sezon odkąd trafił na Wyspy. Jeżeli utrzyma tę formę i uniknie kontuzji, to trudno będzie pozbawić go wyjściowego składu. Z drugiej strony Anglicy w tym sezonie pokazywali, że miejsce w pierwszej jedenastce ich nie przerasta i swoją grą nie zmuszali kibiców do wywoływania byłego gracza RB Lipsk z ławki. Z Hendersona trudno będzie zrezygnować z racji na status kapitana, ale jeżeli popatrzy się na to, ile daje on zespołowi, dochodzi się do wniosku, że jednak warto zaryzykować.

Tu pojawić się może problem, czy taki środek pola nie będzie zanadto ofensywny. Jones i Elliott to nie są przecież zawodnicy znani z pracy w defensywie. I paradoksalnie najbardziej zbliżonym zastępstwem za Hendersona byłoby ściągnięcie Auréliena Tchouameniego. Ale czy wydanie kilkudziesięciu milionów na Francuza, kosztem młodzieżowych reprezentantów Trzech Lwów będzie lepszym rozwiązaniem? Z odpowiedzią na to pytanie poczekamy do potwierdzenia transferu gracza Monaco.

Idzie nowe

Divock Origi pożegna się w lecie z klubem. Odnośnie przyszłości Roberto Firmino nadal nic nie wiadomo. Skupmy się zatem na pozostałych. Z kim w takim razie zostanie Liverpool? Z 30-letnim Mané, prawie 30-letnim Salahem, 27-letnim Minamino, 25-letnimi Jotą i Diazem oraz dwójką młodych graczy. Rola Japończyka jest w ostatnich miesiącach marginalna i trudno zakładać, żeby coś miało się zmienić. Pierwszy skład niepodważalnie mają Senegalczyk i Egipcjanin. Ostatnim do tercetu jest przemiennie ktoś z pary Jota – Diaz, którzy w tym roku wyglądają świetnie. Oboje mają po 25 lat i czeka ich jeszcze parę sezonów gry przed The Kop. Więc mamy czterech graczy, z których dwóch będzie powoli schodzić ze świecznika, a dwóch dopiero na niego wskoczy. Kim to uzupełnić?  

Jednym z “dzieciaków”, który w tym sezonie otrzymał szansę, a nawet zadebiutował w Premier League, jest Kaide Gordon. W dłuższej perspektywie to on może biegać po prawej flance. Ma jednak dopiero 17 lat i, mimo że pokazywał przebłyski dorosłej gry, wiele nauki jeszcze przed nim. Być może w przypadku Anglika kwestią będzie przepracowanie okresu przygotowawczego z pierwszą drużyną, jak to zrobił Tsimikas. Chociaż dom i kolekcję kart Pokemon należałoby raczej stawiać na wypożyczenie, podobnie jak w przypadku Neco Williamsa czy wcześniej Harry’ego Wilsona.

Zawodnikiem, który na 99% przyjdzie latem, jest Fábio Carvalho. Portugalczyk to rewelacja Championship i kolejny filarem Fulham. Wystąpił w 38 spotkaniach, strzelił 11 goli i zanotował 8 asyst. To wszystko w wieku 19 lat. Na Craven Cottage grał przeważnie jako ofensywny pomocnik, ale czasem występował również na lewym skrzydle. W systemie Kloppa powinien lawirować między lewą flanką a fałszywą dziewiątką. Jakiej pozycji nie wymyśli mu niemiecki menedżer, to Liverpool na pewno skorzysta z jego talentu.

W mediach pojawiała się mnóstwo informacji na temat ściągnięcia Raphinhi czy Ismaïli Sarra. Ważną kwestią w przypadku sprowadzenia któregoś z nich jest to, czy będą zadowoleni z roli zmiennika. Prawda jest taka, że w dobrze naoliwionej maszynie wszystkie tryby będą dobrze wyglądać. Na Anfield nie zapowiada się ani na drastyczną przebudowę zespołu, ani na sprowadzanie wielkich gwiazd. I dobrze, bo Liverpool ma świetnych młodych graczy, którzy za niedługo mogą sami stać się tymi wielkimi gwiazdami. Zmiany powinny zachodzić w spokojnym, harmonijnym tempie. To nie będzie rewolucja, ale ewolucja.