Manchester United ściągnął Harry’ego Maguire’a za 80 milionów, a Edinsona Cavaniego wziął sobie „za darmo”. Liverpool przelał Southampton 75 milionów za van Dijka, a z przodu od kilku lat biega to samo trio. Manchester City za kasę wydaną na defensywę za czasów Pepa Guardioli mógłby wybudować sobie kilka nowych stadionów. Przy tym nie ściąga napastnika nawet w czasach, kiedy Sergio Aguero więcej razy widuje się z lekarzami niż kolegami z drużyny. A FPL jest jak rzeczywistość – kupujcie obrońców!

Nie, nie pisałem tego na poważnie. Nie zmienia to faktu, że obrona zarówno w FPL, jak i rzeczywistości, to bardzo ważna część zespołu. W tym sezonie znajduję jeszcze więcej argumentów za tym, żeby się na niej skupić. Po części z powodów związanych z pandemią, po części przez większą liczbę drużyn walczących o wysokie cele, po części ze względu na przeróżne, mniejsze czynniki.

Taktyki mogą być różne. Trójka drogich, najsilniejszych defensorów z dodatkiem tanich opcji. Równa czwórka i rezerwowy. A nawet nastawienie się na piątkę z tyłu i jednego napastnika. To nieważne. Ważne, żeby chociaż pomyśleć o obronie przy ustawianiu składu.

Oto 5 najważniejszych powodów, poświęcić na nią trochę więcej czasu niż puste spojrzenie przy okazji kupowania kolejnego pomocnika premium. Wszystkie teorie można obalić, więc postarałem się, żeby do mojego zdania odnieśli się redakcyjni eksperci FPL, a także gościnnie: wpływowy w kręgach Fantasy Patryk Tritt (Mam go na kapitanie) oraz mistrz polski poprzedniej kampanii, Jan Sienkiewicz.

1. Ceny w FPL

Kojarzycie ten ból, kiedy po bosej stopie przejeżdża wam napakowany po brzegi TIR? No ja też nie. Ale domyślam się, że odczucia są mniej więcej takie same jak wtedy, kiedy do transferu braknie 0.1 miliona. Żeby przed sezonem 2020/21 ułożyć w pełni satysfakcjonujący skład, trzeba było chyba wziąć pożyczkę. Bruno Fernandes, Raheem Sterling, Kevin de Bruyne, Harry Kane, Jamie Vardy. Wszyscy kuszący, ale i drodzy jak cholera.

W tym momencie ten problem po części zniknął. Sensowny atak można skleić za grosze, bo trio w ataku wybrane z paczki Callum Wilson, Michail Antonio, Patrick Bamford, Dominic Calvert-Lewin i Ollie Watkins kosztuje obecnie najwyżej 21.1 miliona. Do tego, chociażby regularnie punktujący Soucek za za 5.4, Gundogan za 6.0, Grealish za 7.8 w pomocy. Na obronę zostaje nam tyle, że powinniśmy dostać od FPL jakąś nagrodę.

A całkiem na poważnie – jasne, nikt nie chce składu złożonego z samych tanich zawodników tylko po to, żeby uzbierać coś na drogą defensywę. W tym sezonie łatwiej pogodzić za to opcje premium pokroju Bruno i Sterlinga z osiągającymi niezłe wyniki obrońcami. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że Liverpool jest pod formą. Nie musimy się już głowić nad tym, czy ponad 7 milionów za Andrew Robertsona (7.4) i Trenta Alexandra-Arnolda (7.4)  się opłaci. Więcej lub tyle samo oczek co Szkot uzbierało na ten moment 5 obrońców, a najdroższy z nich to Ruben Dias (6.1). Zaraz za jego plecami czają się Aaron Wan-Bissaka (5.6) i Matt Targett (4.7).

1.3 miliona różnicy, która występuje między popularną w 2019/20 dwójką The Reds a Diasem, to spora kasa. To jak zamiana Divocka Origiego na Watkinsa, Donny’ego van de Beeka na Grealisha albo Daniego Ceballosa na Gundogana.

Jakub Schulz: Ten sezon jest prawdziwą anomalią. Nie chodzi tylko o COVID-19 i wszystkie stricte piłkarskie sprawy, ale także o FPL. Co roku zachodzi „inflacja” cen zawodników, przez co coraz trudniej złożyć dobry draft na start. W tym roku jednak okazało się, że opcje premium są wyjątkowo nieregularne, przez co w naszym budżecie pojawiły się wolne środki na wzmocnienie defensywy. Paradoksalnie jednak z legendarnego kwintetu wahadlowych: TAA, Robertson, Pereira, Doherty, Digne, w bieżącej kampanii oczekiwaniom sprostał tylko Szkot i to w ograniczonym zakresie.

W związku z tym możemy sobie pozwolić na piątkę najlepszych opcji w wybranych klubach. Bez kombinowania z najtańszymi stoperami w poszukiwaniu samych czystych kont. Ten sezon wykreował nowych bohaterów – Cresswell, Justin, Dallas, czy Chilwell. Zapewniają naprawdę dobre punkty, choć nie jest to już rząd wielkości, który oferowali boczni defensorzy Liverpoolu. Jednak wyżej wymienieni zawodnicy wraz z obrońcami City pozwalają zbudować blok, który w tych nieprzewidywalnych czasach zapewni nam duże zdobycze i elastyczność na ławce. A przecież są jeszcze Kilman i Mitchell.

2. Rotacja

John Stones siadający na ławce rezerwowych w meczu z Sheffield United był jak hiszpańska inkwizycja u Monty’ego Pythona – nikt się tego nie spodziewał. I mimo że przy ogłoszeniu składów, miliony dobrych ludzi zabolało serce, rotacja nadal działa na korzyść obrońców. Dlaczego? Ano dlatego, że zawodnicy z pola są na nią narażeni dużo bardziej.

Przez natłok meczów, kontuzje i wirusa, nasz wynik w FPL zapewne jeszcze niejednokrotnie poleci na łeb. Da się to jakoś zminimalizować. Spośród 10 zawodników, którzy w tej kampanii rozegrali maksymalną liczbę minut w lidze, tylko Declan Rice nie jest obrońcą lub bramkarzem. Poza golkiperami są to James Justin (5.2), Aaron Cresswell (5.7) i Harry Maguire (5.5). Cała trójka to mocni kandydaci do naszych składów.

We wszystkich najbardziej kuszących w kontekście Fantasy drużynach, pomocnicy i napastnicy rotują częściej. A przez większą intensywność gry, również kontuzje zdarzają się im częściej. Dla przykładu w Manchesterze United niech będzie to Edinson Cavani (7.9) zmieniający się z Anthonym Martialem (8.7). W Tottenhamie podatny na kontuzje Kane. W Manchesterze City… wszyscy. Swoją drogą, gdybym mógł wejść do umysłu jednej osoby, zastanawiałbym się między Stephenem Hawkingiem, a Pepem Guardiolą.

Jasne, obrońcy też tracą skład z niewyjaśnionych powodów, ale nieporównywalnie rzadziej. Między innymi dlatego warto poczekać z długoterminowymi decyzjami o zawodnikach Chelsea. A pamiętajmy, że to dopiero początek zabawy. Lada moment wraca Liga Mistrzów i Liga Europy. Niektóre jedenastki mogą tam być po części rezerwowe, ale trzeba mieć w głowie, że pech w FPL zawsze dotyka właśnie mnie. A pod koniec marca, choć to wydaje się odległe o kilka lat, piłkarze rozjadą się na kadry.

Mam go na kapitanie: W przypadku Manchesteru City ryzyko rotacji jest zawsze. Teraz dochodzą nam europejskie puchary, więc de facto będzie nam towarzyszyć do końca sezonu. Wydaje mi się, że długoterminowo stawianie na podwojenie defensywy to najlepsza opcja, zwłaszcza patrząc na stosunek punktów do ceny. Natomiast patrząc wyłącznie na najbliższe kolejki, gdy City może mieć trzy podwójne kolejki, pójście w podwojenie ataku to może być naprawdę ciekawa różnica.

3. Ścisk w tabeli

Niby sezon 2020/21 ledwo przekroczył półmetek, a mieliśmy już kilku mistrzów. Po pierwsze miejsce pewnie zmierzał już Everton, Tottenham, Manchester United, Liverpool. Przez pewien czas nawet Southampton znajdowało się na szczycie tabeli. Od początku kampanii zachwycaliśmy się ofensywną piłką, bo przecież w pierwszej kolejce Liverpool i Leeds zaprezentowały nam 7-bramkowe widowisko.

Im dalej w sezon, tym wyniki są jednak coraz niższe. Wychodzą zmęczenie, kontuzje, krajowe puchary i zbliżające się europejskie rozgrywki. Poza tym poszczególne drużyny w pierwszej dziesiątce są ściśnięte niczym ludzie w autobusie, spieszący się do pracy w godzinach szczytu.

Zapowiadane jako hity mecze, z małymi wyjątkami, od początku pokazywały nam, jak będą wyglądać starcia o najwyższą stawkę. Dominowały wyniki 0:0, nie 3:3. A teraz, kiedy większość drużyn jest już w stanie określić, o co walczy, coraz więcej spotkań będzie zaliczane do tych „o podwójne punkty”. Tym bardziej że konkurencja jest duża. Nikt raczej nie będzie się rzucał do ataku od pierwszych minut, więcej będzie wyczekiwania i piłkarskich szachów.

A już teraz można zauważyć spadek liczby goli. Przez pierwsze 15 kolejek tylko dwukrotnie doświadczaliśmy takich, w których padło mniej niż 20 bramek. Od GW16 do GW23 ten wynik został już wyrównany. I warto tu zaznaczyć, że średnią podbijają wygrane faworytów. Trzeba patrzeć na ostatnie 9:0 Manchesteru United z Southampton czy 5:0 Manchesteru City z WBA. A te dwie drużyny to przecież jedne z ważniejszych, jeśli chodzi o wybory obrońców w FPL.

Jan Sienkiewicz: Najkrótszy w historii okres przygotowawczy dał się we znaki każdej drużynie Premier League; brak odpowiedniego przygotowania doprowadził do kilku szalonych wyników. Nawet Manchester City Guardioli przegrał 2:5 z Leicester City na własnym boisku, a dziś para Stones-Dias należy do absolutnej czołówki europejskiej (0 goli straconych z gry w ostatnich 7 ligowych meczach). Każdy klub ma już nakreślony cel do końca sezonu i możemy się spodziewać więcej wyrachowanego futbolu i grania na zero z tylu przez potentatów ligi, co sprzyja inwestycjom w defensywne opcje premium na Fantasy.

Łukasz Maciejewski: Ścisk w tabeli na pewno zwiększa kalkulacje u menedżerów. Do tego drużyny muszą dozować siłami, stąd mniejsza liczba bramek w ostatnich tygodniach nie jest przypadkowa. Dość powiedzieć, że na pierwszy bezbramkowy remis w sezonie musieliśmy czekać aż do 5. kolejki, a teraz takie rezultaty już nikogo nie dziwią. Drużyny nie grają tak radosnego futbolu, jak w październiku i dobitnie pokazują to statystyki. W pierwszych 3 pełnych kolejkach bieżącej kampanii padło 121 goli, a w 3 ostatnich – 77. Zwiększa się przez to liczba czystych kont, a co za tym idzie – atrakcyjność obrońców w FPL.

4. Regularność w FPL

W tym wypadku nie ma się chyba nad czym rozwodzić. Pod względem zwrotów punktowych w defensywie, ten sezon jest niesamowity. I nie mówię tu tylko o tych najdroższych. W pierwszej dwójce wyników znajdziemy opcje poniżej 6.0 – Jamesa Justina i Aarona Cresswella. A zaraz za trzecim Diasem plasuje się jeszcze tańszy Dallas.

Przynajmniej jednego z nich ma w swoich składach zapewne jakieś 90% menedżerów. Ale choć przed startem rozgrywek brzmiałoby to kuriozalnie, to właśnie obrona najczęściej bywa obecnie różnicą. W pomocy i ataku co drugiego składu nie widać żadnych zmian. Te same picki przewijają się w każdej jedenastce. Natomiast w Premier League występuje teraz na tyle dużo dobrych obrońców, że nawet wybierając tych pozornie najpopularniejszych w FPL, przy dobrej zdobyczy punktowej istnieje duża szansa na awans. Bo tych „popularnych” wyborów jest teraz ze dwadzieścia.

Po pierwsze, mnóstwo bocznych defensorów gra w tej kampanii bardzo wysoko, niektórzy wyglądają niemal jak skrzydłowi. Po drugie, kojarzone z dobrej obrony drużyny wreszcie się ogarnęły. Nie bez powodu na 10 ostatnich kolejek, 8 razy najwięcej punktów zdobywał ktoś z pierwszej linii. Ale o tym więcej rozpisali się moi goście.

Emilian Cichoń: Ten sezon jest niezwykle regularny, jeśli chodzi o obrońców. Aaron Cresswell, James Justin, Stuart Dallas czy Aaron Wan-Bissaka dają punkty co kolejkę lub dwie. Nie trzeba nawet wspominać defów Manchesteru City. Idealne przeciwieństwo napastników w 20/21 – ich musimy zmieniać co kilka meczów. Dopiero co wszyscy wyrzucaliśmy Patricka Bamforda, a dziś marzymy o nim na DGW25. Meta jest bardziej dynamiczna. A obrona James Justin + John Stones i Portugalczyk z City to w ostatnich tygodniach set & forget. Jednak z czasem możemy zacząć na tym tracić. Nie budżetowo, ponieważ budujemy value na naszych regularnie punktujących obrońcach. Ale w końcu przejdą oni do szablonu i nawet punktując, nie dadzą nam przewagi. Przykład obrony City, która w pewnym momencie wymagała podwojenia, aby dawać zielone strzałki. Jednak pytanie brzmi – jak ten szablon wyprzedzić, aby zyskać, jednocześnie nie tracąc na tych najpopularniejszych?

Jan Sienkiewicz: W ostatnich tygodniach pojawiło nam się coraz więcej dobrze punktujących obrońców. Fantastyczne statystyki Luke’a Shawa nareszcie zaczęły przekładać się na punkty. Do zdrowia wrócił Ricardo Pereira, który już w tamtym sezonie pokazywał, ile potrafi dać z przodu. Nostalgicznym wyborem – ale tez jak najbardziej sensownym – może być Marcos Alonso, który odżył na wahadle po przyjściu Thomasa Tuchela. Konkurencję dla niego stanowi Ben Chilwell, ale Anglik nie zachwycił w meczu przeciwko Sheffield, gdzie został zmieniony po 60 minutach. Alonso to prawdziwa legenda FPL-a i może być znakomitą różnicą z uwagi na swój ciąg na bramkę i świetnie wykonywane rzuty wolne. Oczywiście w tej liście nie może zabraknąć obrońców City – Cancelo, Diasa oraz Stonesa – którzy od dłuższego czasu są w szablonie. Do tego mamy ofensywnie grających piłkarzy w promocyjnych cenach takich jak Dallas, Targett i Coufal – naprawdę jest w czym wybierać!

5. Podwójne kolejki i Bench Boost

Ah, najciekawsze opcje punktowe, ale i czasami największe pułapki. W DGW można wyłapać porządne awanse, ale złe wybory też bolą podwójnie. Łącząc ten wątek z punktem 2., czyli zwiększoną rotacją u zawodników ofensywnych, wiele wskazuje na to, że kluczowa może okazać się obrona. Wybaczcie, ale nie uwierzę Guardioli, że w obu meczach GW24 Foden, Sterling, Gundogan i Gabriel Jesus rozegrają po 90 minut. A w to, że boiska nie opuszczą Dias i Stones, już tak.

W najbliższym DGW dwa mecze rozegra też Everton, Fulham i Burnley. W każdym z tych zespołów ciekawych opcji szukałbym w defensywie. Do paki z Calvertem-Lewinem mamy wspaniałego Lucasa Digne (6.1). U The Clarets nie ma co nawet patrzeć do przodu. Za to Ben Mee (5.0) czy James Tarkowski (5.3) mogą się ładnie zwrócić. Podopieczni Scotta Parkera strzelają za to niemal najmniej w całej lidze. Z drugiej strony, Alphonse Areola zachował tyle samo czystych kont co Alisson. 4 na 5 z nich wywalczył w ostatnich 10 kolejkach.

Bench Boost to też niezwykłe emocje. Zespoły, których defensywę chcielibyśmy widzieć w swoich składach FPL, mają duże szanse na zaliczenie czystych kont, to logiczne. Jeśli wybieracie BB w podwójnych GW, wydaje się dużo bardziej prawdopodobne zdobycie 2x CS niż to, że któryś z napastników zdobędzie gole w obu spotkaniach. A co za tym idzie, nie warto wyrzucać ogromnych kwot na ofensywę, a na ławce mieć najtańszych piłkarzy.

Zamiast tego można zaufać wieeelu opcjom w obronie za 4.5-5.5, nadal mając sporo pieniędzy na resztę zawodników. A jeżeli nie macie takiej możliwości, w grze nadal są piłkarze za 3.9-4.2, którzy regularnie występują i bronią dostępu do bramki. Najpopularniejszym wyborem będzie połączenie tych chipów, żeby zmaksymalizować wynik, ale…

Mam go na kapitanie: Od lat standardową strategią było granie dzikiej karty na kolejkę przed tą podwójną, by w DGW odpalić Bench Boosta. Ostatnie tygodnie pokazują, że nawet w pojedynczej kolejce można mieć sporo punktów na ławce. Jeżeli ktoś ma jeszcze BB i myśli o tym, co z nim zrobić, to moim zdaniem nie trzeba czekać na podwójną kolejkę. Sam myślę o tym, aby dziką kartę zagrać dopiero po DGW, a BB zostawić na inną okazję.

Przy okazji muszę polecić podcasty od naszych redaktorów oraz te tworzone przez Mam go na kapitanie.